Zaprawdę
nie widziałem w swoim życiu, a przeżyłem już niejedno stulecie, piękniejszej
niż ona. Jej niebieskie łuski, w blasku słońca mieniły się niczym szafiry, oczy
rzucały rubinowe blaski. Szpony mocne jak u gryfa, ogon smukły i giętki, zaś skrzydła…
no cóż, nie wszystko musi być idealne. Zaś to co najbardziej mnie pociągało w
Zalenie Błękitnej, była gracja z jaką szybowała w przestworzach, niczym
jaskółka.
Ugościłem
ją, w moich skromnych progach wieczerzą z dwóch karych ogierów, które to mój
przyjaciel podprowadził napotkanym w lesie rycerzom. Przyrządził z nich
wyśmienitą pieczeń, z dodatkiem niedźwiedziego czosnku, pokrzywy, oraz żołędzi.
Uczta odbywała się na górskiej przełęczy, skąd mieliśmy piękny widok na
malownicze urwisko.
Jednak
to nie jedzeniem zamierzałem zdobyć jej serce. Z koni pozostały już tylko
poobgryzane resztki kopyt, uznałem zatem, że to najlepszy moment na moją małą
niespodziankę.
–
Zaleno, pamiętam jak przy naszym ostatnim spotkaniu wspominałaś o księżycowym
krysztale.
To
urocze drgnięcie nozdrzy zdradziło jej zainteresowanie.
–
Owszem, szukam go już od dawna. To drogocenna pamiątka rodzinna, którą ludzie wykradli
nam dawno temu. Podobno kamień ten posiada magiczne właściwości, opowiadałam ci
o tym, nieprawdaż?
Opowiadała,
lecz nie pamiętam szczegółów. Zalena interesuje się magią i czarami od dziecka,
a ja jestem prostym smokiem, mnie wystarczą silne skrzydła, ostre pazury, oraz
palący oddech.
–
Pamiętam… – miałem nadzieję, że nie zechce drążyć tego tematu, wyszedłbym na ignoranta.
Czym prędzej przeszedłem do sedna sprawy. – Właśnie dlatego mam dla ciebie
niespodziankę – wyciągnąłem spod ogromnego, kamiennego stołu, na którym leżały
resztki koni w pokrzywach drogocenny minerał, na którym błękitnej smoczycy tak
bardzo zależało. Z początku była zachwycona, lecz gdy wzięła kryształ do łap i
pomedytowała nad nim chwilę, radość z jej paszczy znikła.
–
Slejrenie mój drogi, widzę, że nie masz bladego pojęcia o magicznych
artefaktach. Ten minerał nie tylko nie jest księżycowym kryształem, ale i nie
posiada on żadnej mocy.
–
Nie posiada? – powtórzyłem jak głupi i podobnie się też poczułem. – Ale Rim
zapewniał mnie, iż jest on prawdziwy.
–
Mogłam się spodziewać – Zalena westchnęła. – W sprawach magii, bez Rima nie
potrafisz się obejść. Nie zaszkodziłoby ci wziąć paru lekcji, choćby od
Demorga.
I
znów musiała wspomnieć o Demorgu Czarnym, w czym ta gadzina jest niby lepsza
ode mnie? Od dawna rywalizujemy ze sobą o względy błękitnej smoczycy. Samo jego
imię potrafi zdenerwować, a już zwłaszcza wypowiedziane jej paszczą.
– Demorg posiada sporą kolekcję drogocennych, niekiedy magicznych przedmiotów –
kontynuowała.
–
Posiada również nadęte ego, oraz brak szacunku dla innych stworzeń.
–
Przesadzasz, Demorg miewa czasem trudny charakter, ale poza tym…
–
Nie chcę dłużej słuchać o Demorgu. – To nie było grzeczne, ani rozsądne
przerywać jej w pół zdania, lecz emocje mnie poniosły. Musiałem prędko coś
powiedzieć. – Obiecuję ci, że odnajdę prawdziwy księżycowy kryształ.
–
Slejren, daj sobie z tym spokój – smoczyca pokręciła łbem. – Wygląda na to, iż ten
drogocenny kamień naprawdę jest w posiadaniu… – ucięła w pół zdania.
–
W czyim posiadaniu?
–
Zapomnij, to nie jest tego warte. Doceniam twoje starania…
–
Zaleno, dla ciebie gotów jestem na rzeczy niemożliwe, powiedz tylko jak mam
zdobyć ten kryształ.
–
Podobno król Mirald trzyma go w swoim skarbcu myśląc, iż to najzwyklejszy
klejnot, owiany jedynie piękną legendą. Jednak powiedziałam już, daruj sobie.
Znam cię dobrze Slejrenie Czerwony, znowu wpakujesz się w jakieś tarapaty.
Wieczerza była wyśmienita. Słońce zachodzi, czas abym powróciła do swojej
jaskini.
Nim
zdążyłem cokolwiek odrzec, smoczyca machnęła wdzięcznie skrzydłami i poderwała
się do lotu. Zawiedziony spoglądałem na nią, dopóki nie zniknęła za wzniesieniem.
–
Jak poszło? Kucyki jej nie smakowały? – krzyknął do mnie znad wzniesienia mój
przyjaciel, troll Zurbik.
–
Smakowały, ale mój prezent się nie spodobał – podleciałem do niego, wylądowałem
przed wejściem do jaskini. Żeby zmieścić się w środku musiałem przybrać moją
drugą formę, z ogromnej, latającej jaszczurki przeobraziłem się w łuskowatego
humanoida ze skrzydłami i ogonem.
–
Kobity to serca ni mają, takie pyszne koniki, tyle żem się nad nimi urobił, a one
zamiast dobrego żarcia wolą głupie świecidełka – Zurbik starał się mnie
pocieszyć na swój sposób, to równy chłop, chociaż brakuje mu ogłady. Nie ma się
co dziwić, w końcu to troll.
–
To wszystko wina Rima. Taki z niego znawca kamieni, jak z koziego
zada róg myśliwski – cisnąłem ze złości fałszywym kryształem o skałę. – Gdzie
on się teraz podziewa?
–
W jaskini siedzi.
Weszliśmy
do środka. Interesującą rzeczą dotyczącą transformacji jest zmiana percepcji. Będąc
w mojej pierwotnej formie, otwór jaskini wydaje mi się tak niewielki, iż
sprawia wrażenie wilczej nory, a nie legowiska smoka. Tymczasem w obecnej
postaci mogę bez problemu przemierzać podziemne tunele naszej „posiadłości”.
Zurbik także wydaje się być inny, przed momentem wydawał mi się taki mały, a
teraz wyglądam przy nim jak niedorostek.
następny rozdział
Fajne opowiadanie... Na pewno będe tu wpadał częściej :)
OdpowiedzUsuńChociaż wątpię, by smoki porównywały się do jaskółek, to muszę powiedzieć, że opowiadanie mi się podoba. Na razie brakuje mi trochę charakteru w tych postaciach, ale liczę, że to się rozwinie ;) /dodaję do obserwowanych na bloglovin/
OdpowiedzUsuńW końcu znalazłem trochę czasu, by poczytać.
OdpowiedzUsuńPomysł jest interesujący, smok głównym bohaterem. Tego jeszcze chyba nie widziałem.
A.J.
Jak chcesz to przeczytaj "Odmieńca", ludzie mi mówią, że jest ciekawszy od Księżycowego Kryształu i nie trzeba znać poprzedniego opowiadania by wgryźć się w to następne.
UsuńOdkąd dorwałam się do Eragona, mam słabość do smoków. Miałam nawet kilka pomysłów na opowiadania z nimi, ale jakoś się nie ułożylo. Jednak to, co powstało w mojej głowie, nie umywa się do Twojego pomysłu.
OdpowiedzUsuńJako że rozdział stosunkowo krótki, lecę do następnego.
Pozdrawiam,
roxette16
Polecałeś te opowiadanie, więc zaczęłam od niego. W bajkach zawsze lubiłam smoki. Czytając Twoje opowiadanie, a dokładnie to na razie ten rozdział, gdy wyobrażałam sobie smoki, to trochę mnie śmieszyło to, ale to taka odmiana zamiast ludzi. Biedny smok, co on musi przeżywać, jak jego wybranka Zalena ceni bardziej kogoś innego od niego. A zwłaszcza, jeżeli on sam nie lubi tego smoka, a widać, że nie lubi. Prezent mu się nie udał, ale może zdoła znaleźć ten kryształ? Wtedy by jej zaimponował. Tylko czy warto aż tak się starać? Co z tego, że wydaje mu się piękną smoczycą skoro może charakter nie ten? Chociaż skoro zaprosił ją na obiad, to chyba musi ją troszeczkę znać. Wciąż dziwnie mi się to wyobraża, nie wiem czemu śmieszą mnie smoki... w sensie pozytywnym. A ten jego kolega troll wydaje się być sympatyczny ;)
OdpowiedzUsuńSmoki znały się już wcześniej i co do Zaleny to można powiedzieć, że waha się między Slejrenem, a tamtym drugim. Co do kryształu, to wyniknie przez niego niezłą afera. W opowiadaniu staram się odejść od stereotypów klasycznego fantasy, zatem w moim świecie sporo istot będzie w zachowaniu przypominać ludzi.
UsuńA co do trolla, to poczekaj aż on zacznie opowiadać :D
No i jestem tutaj. Po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że czyta się Ciebie błyskawicznie. Bardzo lekka forma. Na plus jawi się też punkt widzenia - smoka znaczy. Dawno czegoś takiego nie czytałem. Widać też tu pewne podobieństwa do Tajnych Imigrantów: prosty troll, bohater posiadający kilka różnych form. Mam nadzieję, że nie zostaniesz malarzem nieszczęśliwym :p
OdpowiedzUsuńPzdr!