Postanowiłem dla odmiany napisać coś innego zamiast Smoczej Kompanii. Oto pierwszy rozdział nowego opowiadania i rzecz dzieje się współcześnie.
Mówi
się, że człowiek dwa razy w życiu niczego się nie boi - gdy jest młody i głupi
oraz gdy jest stary i wszystko mu jedno. Właśnie w tej chwili obserwuję jak dwie
dziewczyny, na oko szesnastolatki wychodzą z nocnego klubu w towarzystwie dwóch
dwudziestoparoletnich facetów. Po ich wesołych minach i łatwo się domyślić, że
bawiły się przednio i beztrosko, bo czym miałyby się niby martwić? W końcu imprezowały
tylko do północy w nocnym klubie, do którego podobno nie wpuszcza się
nieletnich i wbrew ostrzeżeniom rodziców nawet włos nie spadł im z głowy …tym
razem. Zmotywowane tym sukcesem oraz zapewne paroma drinkami postanowiły dalej
kusić los idąc ciemną ulicą w kompanii dwóch nieznajomych. Oni są tacy mili i
uroczy, że z pewnością nie zrobiliby nikomu krzywdy, prawda? Niby co złego
mogłoby się przydarzyć dwóm dziewczynom ciemną nocą? Nie licząc rabunku, napadu
jakiegoś zboczeńca, albo potrącenia przez samochód. Rodzice przestrzegają swoje
dzieci przed tymi wszystkimi niebezpieczeństwami lecz one i tak nie słuchają. Istnieje
jednak jedno zagrożenie, o którym rodzice nawet nie mają pojęcia. I tym
zagrożeniem jesteśmy MY.
Tym
idiotkom nawet przez myśl nie przeszło by nie wchodzić do ciemnego zaułka, a
przynajmniej dla nich powinien być ciemny, gdyż ja nigdy nie mam problemu z
widzeniem w mroku. Już z daleka dostrzegłem, że ta niższa miała długie, jasne
włosy, zaś włosy jej wyższej koleżanki były ich dokładnym przeciwieństwem,
czarne i krótkie. Wysoka brunetka i niska blondynka, cóż za kontrast, ale na tym
kończyły się różnice. Obie dziewczyny były jednakowo zarozumiałe, rozpuszczone
i ubrane były prawie jak ulicznice. Z ich rozmowy wynikało, że są bystre jak
woda w klozecie, zaś kulturą osobistą dorównywały stałym bywalcom budki z
piwem. Nie zdziwiłbym się gdyby w swojej klasie szykanowały jakąś nieśmiałą
koleżankę. Cóż, przynajmniej tej dwójki nie będę jakoś szczególnie żałował, być
może uczynię nawet przysługę społeczeństwu…
…Cholera
jasna, zaczynam myśleć tak samo jak pozostali! Ciekawe kiedy umrze we mnie
resztka człowieczeństwa? Ale co mogę poradzić, jeżeli tego nie zrobię, to umrę
w sensie dosłownym.
Ci
dwaj faceci, którzy niewielkim wysiłkiem nakłonili dwie siksy by weszły z nimi
w ciemny zaułek, nazywali się Mateusz i Piotrek. To oni zazwyczaj zajmują się
„wyławianiem nowego towaru” - jak to zwykli nazywać. Nie dziwię się, że panienki
na nich lecą, w końcu mają na co popatrzeć. Gdyby tylko wiedziały ile oni
faktycznie mają lat… Ci goście potrafią również nieźle bajerować, już zaczęli obściskiwać
nowo poznane dziewczyny. Wiedziałem, że to już nie potrwa długo.
Nagle
blondynka zorientowała się, że coś jest nie tak, poczuła swędzenie z boku szyi.
Następnie swędzenie przeszło w intensywny ból, jakby ktoś wbijał jej w ciało igłę,
a raczej dwie igły, po czym nagle zasłabła. Mateusz zaczął za wcześnie i
brunetka zorientowała się, że z jej koleżanką dzieje się coś niedobrego.
Wyrwała się jakąś z ramion Piotrka lecz nie uciekła daleko, bo Mateusz ją
złapał. Z jego ust spływała strużka krwi - oczywiście to nie była jego krew.
Widziałem już niejedną osobę, która na ten widok zaczęła panicznie wrzeszczeć i
brunetka nie była tu żadnym wyjątkiem. Widziałem to już tyle razy, iż nie
chciało mi się na to dłużej patrzeć…
***
…Ja
zawsze piję na końcu, jestem nowy w grupie i dlatego posilam się jako ostatni.
Wcale mi to nie przeszkadza, gdyż wolałbym nigdy nie być pierwszym, a tak, jako
ostatni moja ofiara zawsze jest już nieprzytomna. Blondynce to już nic nie
pomoże, u brunetki wyczułem jeszcze słaby puls, jednak żaden z nas nie
pofatyguje się z wezwaniem karetki. W końcu nasze istnienie musi pozostać w
tajemnicy.
–
Nawet fajna była ta blondyna – napomknął zadowolony Mateusz – Szkoda, że nie
umiemy przemieniać.
–
Przemieniać ludzi potrafią tylko niektóre wampiry, a i tym nie zawsze wychodzi
– przypomniał Piotrek – Oj Mati, ciebie za bardzo ciągnie do bab. Posiłek
powinien pozostać posiłkiem, a flirt flirtem, nie należy mieszać tych dwóch
przyjemności.
Jak
ja nie znoszę gdy gadają w ten sposób, w zabijaniu ludzi oraz piciu ich krwi
nie ma nic zabawnego, ani pociągającego i nie rozumiem jak oni mogą czerpać z
tego przyjemność? Dla mnie jest to wyłącznie kwestia przetrwania, dla nas krew
jest rzeczą niezbędną, tak jak dla ludzi niezbędna do życia jest woda. Nie moja
wina, iż jestem kim jestem. Nie traktuję ludzi jak łowną zwierzynę albo
pojemniki z napojem, tak jak inne wampiry, po prostu robię to co muszę aby przetrwać.
–
Dobra, wystarczy tej zabawy, zajmijmy się w końcu ciałami. – pogonił nas
Konrad, ostatni członek naszej grupy.
–
Słyszałeś Szczur? Zabieraj się za ciała. – Mati jak zwykle zrzucił brudną
robotę na mnie. Kiedy w końcu przestaną mnie traktować jak kota? Pewnie tak
długo, dopóki nie dołączy do nas ktoś nowy, a wtedy to jego zaczną się czepiać.
Jednak przezwisko Szczur już raczej nigdy mnie nie opuści.
Spytacie
czemu zostałem napiętnowany mianem gryzonia? Otóż krótko po tym jak dołączyłem
do grupy przydarzyła mi się przykra historia. Jak każdy świeżo upieczony wampir
brzydziłem się na samą myśl o zagłębianiu swoich kłów w czyjejś szyi i piciu
jego krwi. Jednak to jedynie kwestia czasu zanim pragnienie przezwycięży twoje
zasady moralne. Większość od razu poddaje się instynktom, ale niektórzy,
podobnie jak ja, poszukują alternatywnego źródła pożywienia. Ludzką hemoglobinę
można zastąpić krwią innych ssaków, chociaż dostarcza ona mniej składników
odżywczych. Jednak w wielkim mieście nie tak łatwo upolować jakieś zwierzę, nie
to co ludzi. Zwierzęta szybko biegają, a poza tym potrafią wyczuć wampira. Moje
próby schwytania jakiegoś bezpańskiego kundla lub samotnego kota kończyły się
niepowodzeniem. Właściwie to udało mi się dopaść tylko pewnego dachowca ze złamaną
nogą oraz jednego gołębia, chociaż spożywanie ptasiej krwi ponoć jest
ryzykowne. Z każdą kolejną nocą czułem się coraz gorzej, fizycznie jak i
psychicznie, jednak nie zamierzałem odrzucić tej ostatniej cząstki
człowieczeństwa jaka jeszcze we mnie tkwiła. Nawet kiedy koledzy podstawili mi
pod nos zgarniętego z ulicy bezdomnego. Zdesperowany zrobiłem coś na co żaden
szanujący się wampir by się nie skusił. Schwytałem na wysypisku śmieci szczura
i… go wypiłem.
Pomimo
tego, że przełamałem już swój opór do homo sapiens to i tak pozostałem
„Szczurem”. Do dziś pamiętam jak po raz pierwszy zatopiłem kły w szyi
człowieka. To co uczyniłem było okropne i nie zmieniało tego faktu to, że piłem
jakiegoś niedomytego menela spod budki z piwem. Szczerze mówiąc to czułem przez
to jeszcze większą odrazę. Zaś najbardziej nienawidziłem się za to, jak bardzo
mi smakowało, długo wmawiałem sobie, że to przez wysokie stężenie alkoholu we
krwi pijaka, jednak gdy przyszedł czas na kolejną ofiarę, która tym razem była
zupełnie trzeźwa, zrozumiałem, że się tylko oszukuję. Zwierzęca krew nie mogła
się z tym w najmniejszej mierze równać.
Co
sprawiło, iż w końcu się przełamałem? Otóż nie stało się to za sprawą głodu,
tylko przez presję społeczną. Przed spróbowaniem pierwszego człowieka koledzy
traktowali mnie trzy razy gorzej, rozważali nawet czy nie lepiej byłoby mnie
wykluczyć z grupy. Samotny krwiopijca ma niewielkie szanse na przeżycie, chyba
że jest tak zwanym wampirem wyższym, zwanym także nosferatu. Tacy posiadają
siłę i umiejętności, o których my, zwykli krwiopijcy możemy jedynie pomarzyć.
Aby skutecznie chwytać ofiary musimy działać w grupie. Chociaż Mati i Piotrek
są niezmiernie wkurzający, to lepsze już ich towarzystwo niż, błąkać się
samotnie po ulicach, zdanym na własny los. Nie chodzi tu wyłącznie o kwestię
przetrwania, ma to również aspekt psychologiczny. Czas, w którym szwendałem się
sam po mieście był najgorszym okresem w moim drugim życiu, nie miałem dachu nad
głową, a co gorsza nie miałem do kogo otworzyć gęby. O zadawaniu się z ludźmi,
z oczywistych powodów nawet nie myślałem.
Słyszałem
pogłoski o wampirze, który poszedł w zaparte i nie zgodził się na picie ludzi. Towarzysze
go wyobcowali i został zdany sam na siebie. Wyczerpany z powodu braku
pożywienia zdecydował się zakończyć swą przeklętą egzystencję. Usiadł na ławce
w parku i siedział tam aż do samego rana… zaś po wschodzie słońca spacerowicze
znaleźli na tejże ławce kupkę spalonego popiołu. Ja nie miałem w sobie takiej
siły charakteru, wybrałem przetrwanie.
–
Szczur, pośpiesz się. – popędził mnie Mati, jak ten koleś działa mi na nerwy.
Zająłem
się już ciałem blondynki, teraz przyszła kolej na brunetkę. Sprawdziłem tętno, a
jednak nie przeżyła. Gdyby było nas najwyżej dwóch to dziewczyny miałyby
jeszcze szansę, pojedynczy wampir nie wypija aż tak dużo krwi. Jednak my nie
możemy pozwolić, na to by nasze ofiary przeżyły. Nasze istnienie musi pozostać
w tajemnicy, a człowiek, który przeżył bliskie spotkanie z krwiopijcą byłby
wielce niewygodny. W przypadku denatów również musimy być ostrożni.
Wziąłem
nóż i wykonałem nacięcie w miejscu śladu kłów, następnie zabrałem brunetce
torebkę i wysypałem jej zawartość. Nie zapomniałem także przeszukać kieszeni w
spodniach. Kiedy policja znajdzie martwe dziewczyny, to za przyczynę zgonu bez
wątpienia uzna morderstwo na tle rabunkowym. Na koniec zaciągnąłem jeszcze oba
ciała za kubły na śmieci, im później je znajdą tym lepiej.
–
Dobra, a teraz pokazuj fanty. – rozkazał mi Piotrek.
Wyciągnąłem
ręce przed siebie ze wszystkim co znalazłem u dziewczyn.
–
Dwie komórki, – zacząłem wyliczać – dwieście parę złotych, karta do bankomatu i
blondyna miała na sobie naszyjnik.
–
Nie jesteśmy ślepi, nie musiałeś otwierać ryja. – odburknął mi Mati, zrobił to
wyłącznie dla zasady, bez żadnego konkretnego powodu.
O
dziwo pieniędzmi podzieliliśmy się po równo. Zwykle, jako nowy dostawałem
mniejszą działkę, koledzy zawsze żartowali, że odbierają mi podatek dochodowy.
Za to telefony zagarnęli dla siebie Mati i Piotrek, zapewne sprzedadzą je
któremuś z wampirzych paserów. Tak to już jest, w dzisiejszym świecie nawet
„królowie nocy” potrzebują gotówki. Jednak co do karty płatniczej Piotrek był
wybredny.
–
Wiecie co? Przed piciem powinniśmy pytać ofiary o ich kod PIN.
–
Walnij się w ten głupi łeb. Słyszałeś kiedyś, żeby wampir pytał swój obiad o
jego PIN? – Matiemu pomysł ten wydał się niepoważny.
–
Mamy dwudziesty-pierwszy wiek, trzeba iść z duchem czasu. – zaśmiał się Konrad.
Następnie zaczął oglądać naszyjnik blondynki. – Ale za to cacuszko dzielimy się
wszyscy.
–
Nie spodziewaj się za nie wielkiej kasy, nie wygląda mi to na prawdziwe złoto.
– Mati był sceptyczny co do naszego znaleziska – Dobra, zwijajmy się już stąd.
***
Szliśmy
wzdłuż ulicy, jak gdyby nigdy nic się nie stało, jakbyśmy byli normalnymi
ludźmi. Nie powinienem się dziwić, w końcu każdy wampir potrafi schować swoje
kły, wygasić czerwień oczu oraz zamaskować bladą cerę. Mimo tego wciąż trudno
mi uwierzyć, że takie potwory jak my mogą swobodnie chodzić między niczego nie
podejrzewającymi ludźmi. Chociaż o tej porze, na ulicach nie było zbyt wielu
przechodniów, miasto zaczynało powoli zapadać w sen, zaś dla nas był to dopiero
środek „dnia”.
–
Nie wiem jak wy, ale ja mam ochotę się jeszcze zabawić. Klub Piekiełko zdaje
się jest jeszcze otwarty, wyrwiemy sobie parę lasek, co?
Matiemu
nadal było mało? Krew blondynki powinna mu starczyć na cały miesiąc. Jak dotąd
nigdy nie przekraczał niezbędnej do przeżycia dawki, czyżby stał się jednym z
tych wampirów, którym hemoglobina uderzyła do głowy? Nie ma gorszego
towarzystwa od nieznającego umiaru wampira.
–
Ja tam się czuję najedzony – Piotrek miał już dosyć wrażeń jak na jedną noc –
zresztą nie powinniśmy zostawiać zbyt wielu trupów jednej nocy, ostrożność jest
najważniejsza.
–
Nie to miałem na myśli. Nie szukam jedzenia, tylko rozrywki. Z tamtymi dwiema
za bardzo się pośpieszyliśmy, nie zdążyłem nawet…
–
Mati, daruj sobie na dzisiaj. Świeża krew wciąż kursuje w twoich żyłach, a
wiesz jaki jesteś wtedy nakręcony. W trakcie miłych chwil możesz stracić nad
sobą panowanie i kły pójdą w ruch.
–
A może Szczur wreszcie kogoś wyrwie? – Mati zmienił temat i „łaskawie” zechciał
przypomnieć sobie o mnie.
Kiedy
chłopacy są w dobrym nastroju, ja zwykle jestem nie w sosie, dlatego nie
wysiliłem się na żadną ciętą ripostę. Tym razem koledzy długo się ze mnie nie
nabijali i prędko znaleźli sobie jakiś durny temat do rozmowy. Jedynie Konrad
zdecydował się poświęcić mi więcej czasu.
–
Słuchaj Szczur, nie możesz się cały czas od nas izolować. Mati i Piotrek nie są
najbystrzejsi, ale lepsi oni niż samotne tułanie się po ulicach. Wiem dlaczego
nie lubisz tych dwóch, dla nich zabijanie stało się zabawą, a dla nas to
jedynie kwestia przetrwania. Mnie też na początku brzydziło picie krwi i
chociaż nigdy nie zamierzam czerpać z tego przyjemności, to zwalczyłem w sobie
ten wstręt. Znieczuliłem się na los swoich ofiar i tobie radzę zrobić to samo,
nie zmienimy tego kim jesteśmy, ani tego co robimy. Poza tym większość wampirów
lubi gadać o krwi i polowaniu na ludzi, jeżeli będziesz z tego powodu stronił
od wszystkich to nie tylko Mati będzie się z ciebie nabijał.
Konrad
był chyba jedynym w grupie, który darzył mnie choćby odrobiną sympatii. Nie był
takim dupkiem jak pozostali, choć przyzwyczaił się do nazywania mnie Szczurem.
–
Hej, patrzcie, samotna laska na horyzoncie. – Mati zwrócił naszą uwagę na idącą
samotnie młodą szatynkę z włosami do ramion. Ta, na oko dwudziestoletnia
dziewczyna była nawet całkiem ładna, nie wyglądała na jakąś odpicowaną lalunię
jak tamte dwie, nosiła zwyczajną bluzkę z długim rękawem. Zauważywszy nas
nerwowo skręciła w bok, myśląc, że chcemy ją obrabować. Niestety prawda była
dużo gorsza.
–
Weszła do ślepego zaułka, łatwa zdobycz. – Jednak Matiemu hemoglobina uderzyła
do głowy.
Widziałem
już na dzisiaj dość trupów, a każdy z nas już się posilił, pomyślałem więc, że
tą dziewczynę moglibyśmy sobie darować.
–
Już mieliśmy tej nocy dwie smaczne przekąski, nie warto się przejadać. –
rzuciłem niepewnie propozycję odstąpienia od deseru.
–
Nie ty decydujesz Szczur kiedy mamy się pożywiać. – Mati wyrzucił moją
propozycję do śmieci. On i Piotrek za bardzo się nakręcili, nie było sposobu by
odwieść ich od swych zamiarów. No cóż, zrobiłem co mogłem dla tej dziewczyny.
Kiedy
nieszczęśnica zorientowała się, że zawędrowała w ślepy zaułek było już za późno
na odwrót, gdyż chłopaki zagrodzili jej drogę wyjściową. Szatynka nie chciała
dać po sobie poznać strachu, dlatego spytała nas o drogę, udając niewinnie, iż
po prostu zabłądziła. Chłopaki uśmiechnęli się szyderczo, nie dając się na to
nabrać, zresztą wszystko im było jedno, dlaczego się tu znalazła. Do akcji
pierwszy ruszył Mati. Ja tym razem nie przyłączyłem się do zabawy, zostałem z
tyłu. Nie miałem ochoty nawet się temu przyglądać, zresztą byłem dostatecznie
zorientowany w sytuacji na podstawie dochodzących stamtąd odgłosów. Najpierw
dziewczyna wrzeszczała „puść mnie!”,
szarpiąc się przy tym z całych sił. Potem Mati rzucił jeden ze swoich durnych
żarcików.
–
Spokojnie mała, nie gryzę… tak bardzo jak inni.
Następnie
Mati zawył z bólu, a później…
Zaraz. Mati
zawył z bólu?
Zaskoczony odwróciłem się w tamtą stronę. Zdążyłem tylko dostrzec jak młody
krwiopijca pada na ziemię, a po chwili zamienia się kupkę popiołu. W szoku
wytrzeszczyłem oczy, wampir zmienia się w popiół wyłącznie w jednym wypadku - w
chwili śmierci. Następnie wszyscy skierowaliśmy spojrzenia na dziewczynę, która
jeszcze przed momentem trzęsła się przed nami ze strachu, a teraz stoi cała
dumna i zadowolona.
Mój
umysł potrzebował dłuższej chwili, aby ogarnąć sytuację lecz pozostali od razu
rzucili się na niedoszłą ofiarę, by pomścić swojego kolegę. Szatynka wcale się
tym nie przejęła, nawet jeden mięsień jej nie drgnął, to znaczy do czasu aż
wampiry znalazły się w jej zasięgu. Wtedy stała się szybka jak błyskawica,
chwyciła Piotrka za kurtkę i przerzuciła go przez ramię, a następnie,
wykorzystując obrót własnego ciała kopnęła Konrada prosto w twarz. Niesamowite,
posłała na ziemię dwa wampiry w niespełna sekundę, nie wiedziałem czy
powinienem pomóc kolegom, czy też lepiej się nie wtrącać i pozwolić im samym
załatwić sprawę. Może i dziewczyna zna jakieś sztuki walki, ale przecież nie
poradzi sobie z dwoma wampirami. Prawda?…
Piotrek
już stanął na nogi, chciał zaskoczyć Szatynkę od tyłu, ale ta, zupełnie jakby
miała oczy z tyłu głowy uchyliła się w bok, łapiąc przy tym napastnika za
nadgarstek i potężnym ciosem w łokieć złamała mu rękę. Wampiry niemal nie odczuwają
bólu, dlatego kontuzja jedynie rozwścieczyła Piotrka. Jednak uniknęła jego
kolejnego ataku z równą łatwością i odwdzięczyła się kopiąc przeciwnika w
kolano. Cios był tak silny, że aż złamał wampirowi nogę. Na koniec przyłożyła
Piotrkowi prosto w twarz, posyłając go z powrotem na chodnik, z którego tak prędko
już się nie podniesie. Ile to razy marzyłem by zrobić z nim dokładnie to samo.
Widząc
to Konrad postanowił rozegrać swoją walkę ostrożniej. Wyjął z kieszeni nóż i
wolnym krokiem zaczął podchodzić do szatynki. Ta oczywiście pozostała
niewzruszona oraz szybka jak rakieta, gdyż nie miała żadnych problemów z
unikaniem ataków Konrada. Wszystkim wydaje się, że wampiry dysponują nadludzką
siłą i szybkością. Być może nosferatu takowe posiadają, jednak my, zwykli
krwiopijcy nie odbiegamy sprawnością fizyczną od przeciętnych śmiertelników.
Nasza
wojowniczka, znudzona ciągłymi unikami, w końcu przeszła do ataku. Nagle i nie
wiadomo skąd w jej dłoni znalazło się ostrze, które szatynka w mgnieniu oka
zagłębiła w ciele Konrada. Wampir może przeżyć obrażenia które zabiłyby
normalnego człowieka, jednak przebicie serca oznacza dla nas pewną śmierć. Konrad
nie był tu wyjątkiem, nie trwało długo nim zmienił się w kupkę popiołu. Za
Matim nie będę tęsknił, ale Konrada było mi trochę szkoda.
Nie
powinienem był tracić czasu na rozczulanie się, powinienem był wziąć nogi za
pas kiedy miałem ku temu okazję lecz jak ostatni dureń zostałem na miejscu.
Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem, pragnąłem zobaczyć to do końca. Widok Piotrka
rozpaczliwie kuśtykającego w ucieczce przed drapieżnikiem groźniejszym od niego
był dla mnie bezcenny. Szkoda tylko, że Matiego załatwiła tak szybko. Piotrek
wiedział, że ze złamaną ręką i nogą nie da rady się bronić. Ból mu nie
przeszkadzał, gdyż wampiry ledwie go odczuwają, jednak nie jesteśmy
niezniszczalni. Ciało Piotrka uleczyłoby się po paru godzinach odpoczynku,
jednak wampir wiedział, że nie pożyje tak długo. Wojowniczka zbliżała się do
niego szybkim lecz spokojnym krokiem.
–
Nie, błagam!… – Piotrek starał się ją przekupić pieniędzmi zabranymi tamtym
dziewczynom, obiecywał że zaprzestanie picia krwi, ale wszystkie jego żałosne
starania ocalenia skóry spełzły na niczym. Szatynka chwyciła wampira i wbiła mu
swe ostrze prosto w serce.
Kiedy
odwróciła się do mnie, jej lodowate spojrzenie zadziałało na mnie jak kubeł
zimnej wody, zaś widok trzymanego w jej ręce ostrza sam wprawił moje nogi w ruch.
Nie uciekłem daleko, ledwie dobiegłem do końca zaułka gdy poczułem silne ukłucie
w bark. Odruchowo chwyciłem bolące miejsce i wyciągnąłem z niego igłę ze
strzykawką, podobną do tych, jakimi usypia się dzikie zwierzęta, po czym
straciłem przytomność…
Po pierwsze pragnę zapewnić, że ta historia NIE BĘDZIE kolejnym romansidłem typu Zmierzch, zatem możecie odetchnąć z ulgą :E
Jeżeli wam się podobało i chcecie, żebym kontynuował opowiadanie to zostawcie poniżej jakąś pamiątkę...
Hej, wpadłam tu w sumie z ciekawości, widząc Twój adres bloga na innej stronie. Za wampirami nie przepadam, ale w sumie przyczynił się do tego "Zmierzch", więc... tak, odetchnę z ulgą. W sumie to na nich się zbyt wiele nie znam, ale zaciekawiło mnie, jak powstają wampiry... Tak samo jak ludzie? Czy tylko z przemiany? Wydaję mi się, że chyba powinnam obstawić to pierwsze. Tak piszesz, że oni dzielą się na jakieś rasy czy coś takiego, ale czy brak możliwości chodzenia na słońcu dotyczy wszystkich? W sumie to trochę mają ułatwione zadanie, bo w nocy o wiele łatwiej złapać zabłąkaną duszyczkę, ale w takich klubach, to już w ogóle. Ktoś mądry pewnie by wracał w grupie, a nie z nowo zapoznanymi osobami. Ale skoro odnaleźliby te dziewczyny, to może powiadomiliby rodziców... którzy by zablokowali karty? Przynajmniej ustalono by, kto ostatnio z niej korzystał, więc to chyba nie najlepszy pomysł, aby je kraść. W sumie to nie spodziewałam się, że ta dziewczyna ich pokona, ale w końcu musiało się coś zadziać. Podejrzewałam ją o bycie wampirzycą, ale to chyba nie to. Za to zdziwiło mnie, że "Szczura" też... właściwie to go chyba uśpiła. Tylko, co ma zamiar z nim zrobić? Jakoś myślę, że się dogadają. W końcu on jeden się na nią nie rzucił. Pozdrawiam i trochę tutaj powęszę w najbliższym czasie ;)
OdpowiedzUsuńNie chciałem wyjawiać wszystkich sekretów w pierwszym rozdziale. To kim jest ta dziewczyna oraz do czego potrzebny jest szczur wyjaśni się w następnym rozdziale. Dodam tylko, że tak łatwo się ze sobą nie dogadają, jeżeli w ogóle się dogadają... A co do rodzajów wampirów i innych związanych z nimi rzeczami będę wyjaśniał po trochu. Karty i tak nie mogli użyć, bo nie znali pin kodu, dlatego z niej zrezygnowali.
UsuńCieszę się, że ci się podobało, zapraszam też do przeczytania "Smocza Kompania - Odmieniec"
Mam uraz do opowiadań, których bohaterowie mają polskie imiona :D To mi zaburza immersję, choć nie wiem dlaczego, bo jestem Polakiem, wiec powinno raczej zwiększać...No ale wampiry biegające po np. Warszawie, a wampiry biegajace po Nowym Jorku...Nie wiem czy rozumiesz o co mi chodzi:P Ale samo w sobie opowiadanie jest niezłe, tylko, że jak policja znajdzie zwłoki z poderżniętymi gardłami, a krwi będzie jak na lekarstwo to też podejrzane będzie.:P No i trzymam za słowo odnośnie tego "nie-Zmierzchu"...Jak zobacze romans, to sobie wydrapię oczy :D
OdpowiedzUsuńJa wiem, że z tymi poderżniętymi gardłami jest trochę naciągane, ale gdyby się tak zastanowić to każda historia o wampirach ma jakieś niedociągnięcia. W normalnym świecie ludzie by już dawno się połapali, że one istnieją. Najbardziej wkurza mnie to jak każdy ugryziony przez wampira zmienia się w jednego - w ten sposób cała ludzkość by już dawno wyginęła. Na szczęście u mnie to tak nie działa.
UsuńA co do polskich imion to "come on" - co jest w tym złego? Owszem, angielskie imiona i nazwy brzmią fajnie, ale my nie mamy się czego wstydzić :P Przyzwyczailiśmy się, że wszystko co fajne musi się dziać w Ameryce, ale ja staram się zerwać ze stereotypami.
I nie wydrapuj sobie oczu, u mnie wampiry nie świecą pod słońcem :D
Najlepszą metodą o jakiej słyszałem to chyba ta z bodajże "Królowej Potępionych", gdzie żeby się przemienić w wampira, trzeba było raz-być ugryzionym, a dwa- wypić krew tego, który ugryzł. To zawsze daje furtkę. I to nie tak, że się wstydzę czegoś, po prostu...Chyba rzeczywiście nawyk. A do zmierzchu mam tylko dwa zdania, od Stephana Kinga: "Harry Potter jest o przezwyciężaniu strachu, znajdowaniu wewnętrznej siły i robienia tego, co jest słuszne w walce z przeciwnościami. Zmierzch jest o tym, jak ważne jest to, by mieć chłopaka." :D
UsuńTeż uważam, że nie mamy się czego wstydzić i również w swoich opowiadaniach stosuje polskie imiona ;)
UsuńNie cierpię mojego nowego smarta. Odstawia mi takie numery, że płakać się chce. Próbuję napisać ten komentarz od trzech dni. Koszmar.
OdpowiedzUsuńZapowiada się nieźle, łowca kontra wampir, jak będzie to bardziej w konwencji komicznej, będzie niezły ubaw. Ciekawe tylko jakie ma względem niego plany, przecież mogła go zabić.
Być może pojawią się jakieś zabawne sceny, ale ogólnie nie będzie to konwencja komiczna.
UsuńWampiry wampirami (ze swojej strony powiem, że nienawidzę), ale ciekawe kim/czym jest ta dziewczyna, że im dokopała. Może jest łowcą? Demonem albo coś w tym stylu. Liczyłabym na to, ale wiem, że i tak się przeliczę. No nic, pozostaje mi tylko czekań na następne.
OdpowiedzUsuńPolskie imiona nie są takie złe np. Konrad. Ale Piotrek i Mati to szczególnie źle mi się czytają. No cóż, przyzwyczajono nas do nie polskich, bo największą sławą okrywają się właśnie te zagraniczne.
Opowiadanie nie romans? W porządku. Zmierzch oglądałam i szczerze nie lubię, ale lubię sposób w jaki są tam przedstawione moje wilczky :3 Zatem kończę i pozdrawiam i życzę weny.
Hej!
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie jestem osamotniony w swej nienawiści do postzmierzchowych wampirów. :) Ale trzymam Cię za słowo, że to nie kolejne romansidło i będę czytał dalej. Wojowniczka zapowiada się ciekawie. Trochę błędów jest, szczególnie w dialogach, ale blog (doszedłem ostatnio do takiego wniosku) nie jest najlepszym miejscem na ich wytykanie.
Tak więc jest, jak zwykle u Ciebie, sympatycznie.
P.S. Jak kogoś interesuje jak ja potraktowałem znienawidzonych wampirów, zapraszam do mojego "Domu".
Pozdrawiam!
Już się zastanawiałem czy nie zawiesić wampirów, z powodu braku zainteresowania (ostatnio), ale uratowałeś to opowiadanie :) No, ale teraz zajmę się smoczą kompanią, więc prędko do krwiopijców nie wrócę. (PS: pod koniec tygodnia powinien się pokazać nowy rozdział smoków)
UsuńI bez obaw, romansidła NIE BĘDZIE.