2014-06-07

Groźniejsza niż Potwór - rozdział 1



Postanowiłem dla odmiany napisać coś innego zamiast Smoczej Kompanii. Oto pierwszy rozdział nowego opowiadania i rzecz dzieje się współcześnie.

Mówi się, że człowiek dwa razy w życiu niczego się nie boi - gdy jest młody i głupi oraz gdy jest stary i wszystko mu jedno. Właśnie w tej chwili obserwuję jak dwie dziewczyny, na oko szesnastolatki wychodzą z nocnego klubu w towarzystwie dwóch dwudziestoparoletnich facetów. Po ich wesołych minach i łatwo się domyślić, że bawiły się przednio i beztrosko, bo czym miałyby się niby martwić? W końcu imprezowały tylko do północy w nocnym klubie, do którego podobno nie wpuszcza się nieletnich i wbrew ostrzeżeniom rodziców nawet włos nie spadł im z głowy …tym razem. Zmotywowane tym sukcesem oraz zapewne paroma drinkami postanowiły dalej kusić los idąc ciemną ulicą w kompanii dwóch nieznajomych. Oni są tacy mili i uroczy, że z pewnością nie zrobiliby nikomu krzywdy, prawda? Niby co złego mogłoby się przydarzyć dwóm dziewczynom ciemną nocą? Nie licząc rabunku, napadu jakiegoś zboczeńca, albo potrącenia przez samochód. Rodzice przestrzegają swoje dzieci przed tymi wszystkimi niebezpieczeństwami lecz one i tak nie słuchają. Istnieje jednak jedno zagrożenie, o którym rodzice nawet nie mają pojęcia. I tym zagrożeniem jesteśmy MY.

Tym idiotkom nawet przez myśl nie przeszło by nie wchodzić do ciemnego zaułka, a przynajmniej dla nich powinien być ciemny, gdyż ja nigdy nie mam problemu z widzeniem w mroku. Już z daleka dostrzegłem, że ta niższa miała długie, jasne włosy, zaś włosy jej wyższej koleżanki były ich dokładnym przeciwieństwem, czarne i krótkie. Wysoka brunetka i niska blondynka, cóż za kontrast, ale na tym kończyły się różnice. Obie dziewczyny były jednakowo zarozumiałe, rozpuszczone i ubrane były prawie jak ulicznice. Z ich rozmowy wynikało, że są bystre jak woda w klozecie, zaś kulturą osobistą dorównywały stałym bywalcom budki z piwem. Nie zdziwiłbym się gdyby w swojej klasie szykanowały jakąś nieśmiałą koleżankę. Cóż, przynajmniej tej dwójki nie będę jakoś szczególnie żałował, być może uczynię nawet przysługę społeczeństwu…
…Cholera jasna, zaczynam myśleć tak samo jak pozostali! Ciekawe kiedy umrze we mnie resztka człowieczeństwa? Ale co mogę poradzić, jeżeli tego nie zrobię, to umrę w sensie dosłownym.

Ci dwaj faceci, którzy niewielkim wysiłkiem nakłonili dwie siksy by weszły z nimi w ciemny zaułek, nazywali się Mateusz i Piotrek. To oni zazwyczaj zajmują się „wyławianiem nowego towaru” - jak to zwykli nazywać. Nie dziwię się, że panienki na nich lecą, w końcu mają na co popatrzeć. Gdyby tylko wiedziały ile oni faktycznie mają lat… Ci goście potrafią również nieźle bajerować, już zaczęli obściskiwać nowo poznane dziewczyny. Wiedziałem, że to już nie potrwa długo.
Nagle blondynka zorientowała się, że coś jest nie tak, poczuła swędzenie z boku szyi. Następnie swędzenie przeszło w intensywny ból, jakby ktoś wbijał jej w ciało igłę, a raczej dwie igły, po czym nagle zasłabła. Mateusz zaczął za wcześnie i brunetka zorientowała się, że z jej koleżanką dzieje się coś niedobrego. Wyrwała się jakąś z ramion Piotrka lecz nie uciekła daleko, bo Mateusz ją złapał. Z jego ust spływała strużka krwi - oczywiście to nie była jego krew. Widziałem już niejedną osobę, która na ten widok zaczęła panicznie wrzeszczeć i brunetka nie była tu żadnym wyjątkiem. Widziałem to już tyle razy, iż nie chciało mi się na to dłużej patrzeć…

***

…Ja zawsze piję na końcu, jestem nowy w grupie i dlatego posilam się jako ostatni. Wcale mi to nie przeszkadza, gdyż wolałbym nigdy nie być pierwszym, a tak, jako ostatni moja ofiara zawsze jest już nieprzytomna. Blondynce to już nic nie pomoże, u brunetki wyczułem jeszcze słaby puls, jednak żaden z nas nie pofatyguje się z wezwaniem karetki. W końcu nasze istnienie musi pozostać w tajemnicy.
– Nawet fajna była ta blondyna – napomknął zadowolony Mateusz – Szkoda, że nie umiemy przemieniać.
– Przemieniać ludzi potrafią tylko niektóre wampiry, a i tym nie zawsze wychodzi – przypomniał Piotrek – Oj Mati, ciebie za bardzo ciągnie do bab. Posiłek powinien pozostać posiłkiem, a flirt flirtem, nie należy mieszać tych dwóch przyjemności.
Jak ja nie znoszę gdy gadają w ten sposób, w zabijaniu ludzi oraz piciu ich krwi nie ma nic zabawnego, ani pociągającego i nie rozumiem jak oni mogą czerpać z tego przyjemność? Dla mnie jest to wyłącznie kwestia przetrwania, dla nas krew jest rzeczą niezbędną, tak jak dla ludzi niezbędna do życia jest woda. Nie moja wina, iż jestem kim jestem. Nie traktuję ludzi jak łowną zwierzynę albo pojemniki z napojem, tak jak inne wampiry, po prostu robię to co muszę aby przetrwać.
– Dobra, wystarczy tej zabawy, zajmijmy się w końcu ciałami. – pogonił nas Konrad, ostatni członek naszej grupy.
– Słyszałeś Szczur? Zabieraj się za ciała. – Mati jak zwykle zrzucił brudną robotę na mnie. Kiedy w końcu przestaną mnie traktować jak kota? Pewnie tak długo, dopóki nie dołączy do nas ktoś nowy, a wtedy to jego zaczną się czepiać. Jednak przezwisko Szczur już raczej nigdy mnie nie opuści.
Spytacie czemu zostałem napiętnowany mianem gryzonia? Otóż krótko po tym jak dołączyłem do grupy przydarzyła mi się przykra historia. Jak każdy świeżo upieczony wampir brzydziłem się na samą myśl o zagłębianiu swoich kłów w czyjejś szyi i piciu jego krwi. Jednak to jedynie kwestia czasu zanim pragnienie przezwycięży twoje zasady moralne. Większość od razu poddaje się instynktom, ale niektórzy, podobnie jak ja, poszukują alternatywnego źródła pożywienia. Ludzką hemoglobinę można zastąpić krwią innych ssaków, chociaż dostarcza ona mniej składników odżywczych. Jednak w wielkim mieście nie tak łatwo upolować jakieś zwierzę, nie to co ludzi. Zwierzęta szybko biegają, a poza tym potrafią wyczuć wampira. Moje próby schwytania jakiegoś bezpańskiego kundla lub samotnego kota kończyły się niepowodzeniem. Właściwie to udało mi się dopaść tylko pewnego dachowca ze złamaną nogą oraz jednego gołębia, chociaż spożywanie ptasiej krwi ponoć jest ryzykowne. Z każdą kolejną nocą czułem się coraz gorzej, fizycznie jak i psychicznie, jednak nie zamierzałem odrzucić tej ostatniej cząstki człowieczeństwa jaka jeszcze we mnie tkwiła. Nawet kiedy koledzy podstawili mi pod nos zgarniętego z ulicy bezdomnego. Zdesperowany zrobiłem coś na co żaden szanujący się wampir by się nie skusił. Schwytałem na wysypisku śmieci szczura i… go wypiłem.

Pomimo tego, że przełamałem już swój opór do homo sapiens to i tak pozostałem „Szczurem”. Do dziś pamiętam jak po raz pierwszy zatopiłem kły w szyi człowieka. To co uczyniłem było okropne i nie zmieniało tego faktu to, że piłem jakiegoś niedomytego menela spod budki z piwem. Szczerze mówiąc to czułem przez to jeszcze większą odrazę. Zaś najbardziej nienawidziłem się za to, jak bardzo mi smakowało, długo wmawiałem sobie, że to przez wysokie stężenie alkoholu we krwi pijaka, jednak gdy przyszedł czas na kolejną ofiarę, która tym razem była zupełnie trzeźwa, zrozumiałem, że się tylko oszukuję. Zwierzęca krew nie mogła się z tym w najmniejszej mierze równać.
Co sprawiło, iż w końcu się przełamałem? Otóż nie stało się to za sprawą głodu, tylko przez presję społeczną. Przed spróbowaniem pierwszego człowieka koledzy traktowali mnie trzy razy gorzej, rozważali nawet czy nie lepiej byłoby mnie wykluczyć z grupy. Samotny krwiopijca ma niewielkie szanse na przeżycie, chyba że jest tak zwanym wampirem wyższym, zwanym także nosferatu. Tacy posiadają siłę i umiejętności, o których my, zwykli krwiopijcy możemy jedynie pomarzyć. Aby skutecznie chwytać ofiary musimy działać w grupie. Chociaż Mati i Piotrek są niezmiernie wkurzający, to lepsze już ich towarzystwo niż, błąkać się samotnie po ulicach, zdanym na własny los. Nie chodzi tu wyłącznie o kwestię przetrwania, ma to również aspekt psychologiczny. Czas, w którym szwendałem się sam po mieście był najgorszym okresem w moim drugim życiu, nie miałem dachu nad głową, a co gorsza nie miałem do kogo otworzyć gęby. O zadawaniu się z ludźmi, z oczywistych powodów nawet nie myślałem.
Słyszałem pogłoski o wampirze, który poszedł w zaparte i nie zgodził się na picie ludzi. Towarzysze go wyobcowali i został zdany sam na siebie. Wyczerpany z powodu braku pożywienia zdecydował się zakończyć swą przeklętą egzystencję. Usiadł na ławce w parku i siedział tam aż do samego rana… zaś po wschodzie słońca spacerowicze znaleźli na tejże ławce kupkę spalonego popiołu. Ja nie miałem w sobie takiej siły charakteru, wybrałem przetrwanie.

– Szczur, pośpiesz się. – popędził mnie Mati, jak ten koleś działa mi na nerwy.
Zająłem się już ciałem blondynki, teraz przyszła kolej na brunetkę. Sprawdziłem tętno, a jednak nie przeżyła. Gdyby było nas najwyżej dwóch to dziewczyny miałyby jeszcze szansę, pojedynczy wampir nie wypija aż tak dużo krwi. Jednak my nie możemy pozwolić, na to by nasze ofiary przeżyły. Nasze istnienie musi pozostać w tajemnicy, a człowiek, który przeżył bliskie spotkanie z krwiopijcą byłby wielce niewygodny. W przypadku denatów również musimy być ostrożni.
Wziąłem nóż i wykonałem nacięcie w miejscu śladu kłów, następnie zabrałem brunetce torebkę i wysypałem jej zawartość. Nie zapomniałem także przeszukać kieszeni w spodniach. Kiedy policja znajdzie martwe dziewczyny, to za przyczynę zgonu bez wątpienia uzna morderstwo na tle rabunkowym. Na koniec zaciągnąłem jeszcze oba ciała za kubły na śmieci, im później je znajdą tym lepiej.
– Dobra, a teraz pokazuj fanty. – rozkazał mi Piotrek.
Wyciągnąłem ręce przed siebie ze wszystkim co znalazłem u dziewczyn.
– Dwie komórki, – zacząłem wyliczać – dwieście parę złotych, karta do bankomatu i blondyna miała na sobie naszyjnik.
– Nie jesteśmy ślepi, nie musiałeś otwierać ryja. – odburknął mi Mati, zrobił to wyłącznie dla zasady, bez żadnego konkretnego powodu.
O dziwo pieniędzmi podzieliliśmy się po równo. Zwykle, jako nowy dostawałem mniejszą działkę, koledzy zawsze żartowali, że odbierają mi podatek dochodowy. Za to telefony zagarnęli dla siebie Mati i Piotrek, zapewne sprzedadzą je któremuś z wampirzych paserów. Tak to już jest, w dzisiejszym świecie nawet „królowie nocy” potrzebują gotówki. Jednak co do karty płatniczej Piotrek był wybredny.
– Wiecie co? Przed piciem powinniśmy pytać ofiary o ich kod PIN.
– Walnij się w ten głupi łeb. Słyszałeś kiedyś, żeby wampir pytał swój obiad o jego PIN? – Matiemu pomysł ten wydał się niepoważny.
– Mamy dwudziesty-pierwszy wiek, trzeba iść z duchem czasu. – zaśmiał się Konrad. Następnie zaczął oglądać naszyjnik blondynki. – Ale za to cacuszko dzielimy się wszyscy.
– Nie spodziewaj się za nie wielkiej kasy, nie wygląda mi to na prawdziwe złoto. – Mati był sceptyczny co do naszego znaleziska – Dobra, zwijajmy się już stąd.

***

Szliśmy wzdłuż ulicy, jak gdyby nigdy nic się nie stało, jakbyśmy byli normalnymi ludźmi. Nie powinienem się dziwić, w końcu każdy wampir potrafi schować swoje kły, wygasić czerwień oczu oraz zamaskować bladą cerę. Mimo tego wciąż trudno mi uwierzyć, że takie potwory jak my mogą swobodnie chodzić między niczego nie podejrzewającymi ludźmi. Chociaż o tej porze, na ulicach nie było zbyt wielu przechodniów, miasto zaczynało powoli zapadać w sen, zaś dla nas był to dopiero środek „dnia”.
– Nie wiem jak wy, ale ja mam ochotę się jeszcze zabawić. Klub Piekiełko zdaje się jest jeszcze otwarty, wyrwiemy sobie parę lasek, co?
Matiemu nadal było mało? Krew blondynki powinna mu starczyć na cały miesiąc. Jak dotąd nigdy nie przekraczał niezbędnej do przeżycia dawki, czyżby stał się jednym z tych wampirów, którym hemoglobina uderzyła do głowy? Nie ma gorszego towarzystwa od nieznającego umiaru wampira.
– Ja tam się czuję najedzony – Piotrek miał już dosyć wrażeń jak na jedną noc – zresztą nie powinniśmy zostawiać zbyt wielu trupów jednej nocy, ostrożność jest najważniejsza.
– Nie to miałem na myśli. Nie szukam jedzenia, tylko rozrywki. Z tamtymi dwiema za bardzo się pośpieszyliśmy, nie zdążyłem nawet…
– Mati, daruj sobie na dzisiaj. Świeża krew wciąż kursuje w twoich żyłach, a wiesz jaki jesteś wtedy nakręcony. W trakcie miłych chwil możesz stracić nad sobą panowanie i kły pójdą w ruch.
– A może Szczur wreszcie kogoś wyrwie? – Mati zmienił temat i „łaskawie” zechciał przypomnieć sobie o mnie.
Kiedy chłopacy są w dobrym nastroju, ja zwykle jestem nie w sosie, dlatego nie wysiliłem się na żadną ciętą ripostę. Tym razem koledzy długo się ze mnie nie nabijali i prędko znaleźli sobie jakiś durny temat do rozmowy. Jedynie Konrad zdecydował się poświęcić mi więcej czasu.
– Słuchaj Szczur, nie możesz się cały czas od nas izolować. Mati i Piotrek nie są najbystrzejsi, ale lepsi oni niż samotne tułanie się po ulicach. Wiem dlaczego nie lubisz tych dwóch, dla nich zabijanie stało się zabawą, a dla nas to jedynie kwestia przetrwania. Mnie też na początku brzydziło picie krwi i chociaż nigdy nie zamierzam czerpać z tego przyjemności, to zwalczyłem w sobie ten wstręt. Znieczuliłem się na los swoich ofiar i tobie radzę zrobić to samo, nie zmienimy tego kim jesteśmy, ani tego co robimy. Poza tym większość wampirów lubi gadać o krwi i polowaniu na ludzi, jeżeli będziesz z tego powodu stronił od wszystkich to nie tylko Mati będzie się z ciebie nabijał.
Konrad był chyba jedynym w grupie, który darzył mnie choćby odrobiną sympatii. Nie był takim dupkiem jak pozostali, choć przyzwyczaił się do nazywania mnie Szczurem.
– Hej, patrzcie, samotna laska na horyzoncie. – Mati zwrócił naszą uwagę na idącą samotnie młodą szatynkę z włosami do ramion. Ta, na oko dwudziestoletnia dziewczyna była nawet całkiem ładna, nie wyglądała na jakąś odpicowaną lalunię jak tamte dwie, nosiła zwyczajną bluzkę z długim rękawem. Zauważywszy nas nerwowo skręciła w bok, myśląc, że chcemy ją obrabować. Niestety prawda była dużo gorsza.
– Weszła do ślepego zaułka, łatwa zdobycz. – Jednak Matiemu hemoglobina uderzyła do głowy.
Widziałem już na dzisiaj dość trupów, a każdy z nas już się posilił, pomyślałem więc, że tą dziewczynę moglibyśmy sobie darować.
– Już mieliśmy tej nocy dwie smaczne przekąski, nie warto się przejadać. – rzuciłem niepewnie propozycję odstąpienia od deseru.
– Nie ty decydujesz Szczur kiedy mamy się pożywiać. – Mati wyrzucił moją propozycję do śmieci. On i Piotrek za bardzo się nakręcili, nie było sposobu by odwieść ich od swych zamiarów. No cóż, zrobiłem co mogłem dla tej dziewczyny.
Kiedy nieszczęśnica zorientowała się, że zawędrowała w ślepy zaułek było już za późno na odwrót, gdyż chłopaki zagrodzili jej drogę wyjściową. Szatynka nie chciała dać po sobie poznać strachu, dlatego spytała nas o drogę, udając niewinnie, iż po prostu zabłądziła. Chłopaki uśmiechnęli się szyderczo, nie dając się na to nabrać, zresztą wszystko im było jedno, dlaczego się tu znalazła. Do akcji pierwszy ruszył Mati. Ja tym razem nie przyłączyłem się do zabawy, zostałem z tyłu. Nie miałem ochoty nawet się temu przyglądać, zresztą byłem dostatecznie zorientowany w sytuacji na podstawie dochodzących stamtąd odgłosów. Najpierw dziewczyna wrzeszczała „puść mnie!”, szarpiąc się przy tym z całych sił. Potem Mati rzucił jeden ze swoich durnych żarcików.
– Spokojnie mała, nie gryzę… tak bardzo jak inni.
Następnie Mati zawył z bólu, a później…
Zaraz. Mati zawył z bólu? Zaskoczony odwróciłem się w tamtą stronę. Zdążyłem tylko dostrzec jak młody krwiopijca pada na ziemię, a po chwili zamienia się kupkę popiołu. W szoku wytrzeszczyłem oczy, wampir zmienia się w popiół wyłącznie w jednym wypadku - w chwili śmierci. Następnie wszyscy skierowaliśmy spojrzenia na dziewczynę, która jeszcze przed momentem trzęsła się przed nami ze strachu, a teraz stoi cała dumna i zadowolona.

Mój umysł potrzebował dłuższej chwili, aby ogarnąć sytuację lecz pozostali od razu rzucili się na niedoszłą ofiarę, by pomścić swojego kolegę. Szatynka wcale się tym nie przejęła, nawet jeden mięsień jej nie drgnął, to znaczy do czasu aż wampiry znalazły się w jej zasięgu. Wtedy stała się szybka jak błyskawica, chwyciła Piotrka za kurtkę i przerzuciła go przez ramię, a następnie, wykorzystując obrót własnego ciała kopnęła Konrada prosto w twarz. Niesamowite, posłała na ziemię dwa wampiry w niespełna sekundę, nie wiedziałem czy powinienem pomóc kolegom, czy też lepiej się nie wtrącać i pozwolić im samym załatwić sprawę. Może i dziewczyna zna jakieś sztuki walki, ale przecież nie poradzi sobie z dwoma wampirami. Prawda?…
Piotrek już stanął na nogi, chciał zaskoczyć Szatynkę od tyłu, ale ta, zupełnie jakby miała oczy z tyłu głowy uchyliła się w bok, łapiąc przy tym napastnika za nadgarstek i potężnym ciosem w łokieć złamała mu rękę. Wampiry niemal nie odczuwają bólu, dlatego kontuzja jedynie rozwścieczyła Piotrka. Jednak uniknęła jego kolejnego ataku z równą łatwością i odwdzięczyła się kopiąc przeciwnika w kolano. Cios był tak silny, że aż złamał wampirowi nogę. Na koniec przyłożyła Piotrkowi prosto w twarz, posyłając go z powrotem na chodnik, z którego tak prędko już się nie podniesie. Ile to razy marzyłem by zrobić z nim dokładnie to samo.
Widząc to Konrad postanowił rozegrać swoją walkę ostrożniej. Wyjął z kieszeni nóż i wolnym krokiem zaczął podchodzić do szatynki. Ta oczywiście pozostała niewzruszona oraz szybka jak rakieta, gdyż nie miała żadnych problemów z unikaniem ataków Konrada. Wszystkim wydaje się, że wampiry dysponują nadludzką siłą i szybkością. Być może nosferatu takowe posiadają, jednak my, zwykli krwiopijcy nie odbiegamy sprawnością fizyczną od przeciętnych śmiertelników.
Nasza wojowniczka, znudzona ciągłymi unikami, w końcu przeszła do ataku. Nagle i nie wiadomo skąd w jej dłoni znalazło się ostrze, które szatynka w mgnieniu oka zagłębiła w ciele Konrada. Wampir może przeżyć obrażenia które zabiłyby normalnego człowieka, jednak przebicie serca oznacza dla nas pewną śmierć. Konrad nie był tu wyjątkiem, nie trwało długo nim zmienił się w kupkę popiołu. Za Matim nie będę tęsknił, ale Konrada było mi trochę szkoda.

Nie powinienem był tracić czasu na rozczulanie się, powinienem był wziąć nogi za pas kiedy miałem ku temu okazję lecz jak ostatni dureń zostałem na miejscu. Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem, pragnąłem zobaczyć to do końca. Widok Piotrka rozpaczliwie kuśtykającego w ucieczce przed drapieżnikiem groźniejszym od niego był dla mnie bezcenny. Szkoda tylko, że Matiego załatwiła tak szybko. Piotrek wiedział, że ze złamaną ręką i nogą nie da rady się bronić. Ból mu nie przeszkadzał, gdyż wampiry ledwie go odczuwają, jednak nie jesteśmy niezniszczalni. Ciało Piotrka uleczyłoby się po paru godzinach odpoczynku, jednak wampir wiedział, że nie pożyje tak długo. Wojowniczka zbliżała się do niego szybkim lecz spokojnym krokiem.
– Nie, błagam!… – Piotrek starał się ją przekupić pieniędzmi zabranymi tamtym dziewczynom, obiecywał że zaprzestanie picia krwi, ale wszystkie jego żałosne starania ocalenia skóry spełzły na niczym. Szatynka chwyciła wampira i wbiła mu swe ostrze prosto w serce.
Kiedy odwróciła się do mnie, jej lodowate spojrzenie zadziałało na mnie jak kubeł zimnej wody, zaś widok trzymanego w jej ręce ostrza sam wprawił moje nogi w ruch. Nie uciekłem daleko, ledwie dobiegłem do końca zaułka gdy poczułem silne ukłucie w bark. Odruchowo chwyciłem bolące miejsce i wyciągnąłem z niego igłę ze strzykawką, podobną do tych, jakimi usypia się dzikie zwierzęta, po czym straciłem przytomność…


Po pierwsze pragnę zapewnić, że ta historia NIE BĘDZIE kolejnym romansidłem typu Zmierzch, zatem możecie odetchnąć z ulgą :E
 Jeżeli wam się podobało i chcecie, żebym kontynuował opowiadanie to zostawcie poniżej jakąś pamiątkę...

11 komentarzy:

  1. Hej, wpadłam tu w sumie z ciekawości, widząc Twój adres bloga na innej stronie. Za wampirami nie przepadam, ale w sumie przyczynił się do tego "Zmierzch", więc... tak, odetchnę z ulgą. W sumie to na nich się zbyt wiele nie znam, ale zaciekawiło mnie, jak powstają wampiry... Tak samo jak ludzie? Czy tylko z przemiany? Wydaję mi się, że chyba powinnam obstawić to pierwsze. Tak piszesz, że oni dzielą się na jakieś rasy czy coś takiego, ale czy brak możliwości chodzenia na słońcu dotyczy wszystkich? W sumie to trochę mają ułatwione zadanie, bo w nocy o wiele łatwiej złapać zabłąkaną duszyczkę, ale w takich klubach, to już w ogóle. Ktoś mądry pewnie by wracał w grupie, a nie z nowo zapoznanymi osobami. Ale skoro odnaleźliby te dziewczyny, to może powiadomiliby rodziców... którzy by zablokowali karty? Przynajmniej ustalono by, kto ostatnio z niej korzystał, więc to chyba nie najlepszy pomysł, aby je kraść. W sumie to nie spodziewałam się, że ta dziewczyna ich pokona, ale w końcu musiało się coś zadziać. Podejrzewałam ją o bycie wampirzycą, ale to chyba nie to. Za to zdziwiło mnie, że "Szczura" też... właściwie to go chyba uśpiła. Tylko, co ma zamiar z nim zrobić? Jakoś myślę, że się dogadają. W końcu on jeden się na nią nie rzucił. Pozdrawiam i trochę tutaj powęszę w najbliższym czasie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciałem wyjawiać wszystkich sekretów w pierwszym rozdziale. To kim jest ta dziewczyna oraz do czego potrzebny jest szczur wyjaśni się w następnym rozdziale. Dodam tylko, że tak łatwo się ze sobą nie dogadają, jeżeli w ogóle się dogadają... A co do rodzajów wampirów i innych związanych z nimi rzeczami będę wyjaśniał po trochu. Karty i tak nie mogli użyć, bo nie znali pin kodu, dlatego z niej zrezygnowali.
      Cieszę się, że ci się podobało, zapraszam też do przeczytania "Smocza Kompania - Odmieniec"

      Usuń
  2. Mam uraz do opowiadań, których bohaterowie mają polskie imiona :D To mi zaburza immersję, choć nie wiem dlaczego, bo jestem Polakiem, wiec powinno raczej zwiększać...No ale wampiry biegające po np. Warszawie, a wampiry biegajace po Nowym Jorku...Nie wiem czy rozumiesz o co mi chodzi:P Ale samo w sobie opowiadanie jest niezłe, tylko, że jak policja znajdzie zwłoki z poderżniętymi gardłami, a krwi będzie jak na lekarstwo to też podejrzane będzie.:P No i trzymam za słowo odnośnie tego "nie-Zmierzchu"...Jak zobacze romans, to sobie wydrapię oczy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, że z tymi poderżniętymi gardłami jest trochę naciągane, ale gdyby się tak zastanowić to każda historia o wampirach ma jakieś niedociągnięcia. W normalnym świecie ludzie by już dawno się połapali, że one istnieją. Najbardziej wkurza mnie to jak każdy ugryziony przez wampira zmienia się w jednego - w ten sposób cała ludzkość by już dawno wyginęła. Na szczęście u mnie to tak nie działa.
      A co do polskich imion to "come on" - co jest w tym złego? Owszem, angielskie imiona i nazwy brzmią fajnie, ale my nie mamy się czego wstydzić :P Przyzwyczailiśmy się, że wszystko co fajne musi się dziać w Ameryce, ale ja staram się zerwać ze stereotypami.
      I nie wydrapuj sobie oczu, u mnie wampiry nie świecą pod słońcem :D

      Usuń
    2. Najlepszą metodą o jakiej słyszałem to chyba ta z bodajże "Królowej Potępionych", gdzie żeby się przemienić w wampira, trzeba było raz-być ugryzionym, a dwa- wypić krew tego, który ugryzł. To zawsze daje furtkę. I to nie tak, że się wstydzę czegoś, po prostu...Chyba rzeczywiście nawyk. A do zmierzchu mam tylko dwa zdania, od Stephana Kinga: "Harry Potter jest o przezwyciężaniu strachu, znajdowaniu wewnętrznej siły i robienia tego, co jest słuszne w walce z przeciwnościami. Zmierzch jest o tym, jak ważne jest to, by mieć chłopaka." :D

      Usuń
    3. Też uważam, że nie mamy się czego wstydzić i również w swoich opowiadaniach stosuje polskie imiona ;)

      Usuń
  3. Nie cierpię mojego nowego smarta. Odstawia mi takie numery, że płakać się chce. Próbuję napisać ten komentarz od trzech dni. Koszmar.
    Zapowiada się nieźle, łowca kontra wampir, jak będzie to bardziej w konwencji komicznej, będzie niezły ubaw. Ciekawe tylko jakie ma względem niego plany, przecież mogła go zabić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może pojawią się jakieś zabawne sceny, ale ogólnie nie będzie to konwencja komiczna.

      Usuń
  4. Wampiry wampirami (ze swojej strony powiem, że nienawidzę), ale ciekawe kim/czym jest ta dziewczyna, że im dokopała. Może jest łowcą? Demonem albo coś w tym stylu. Liczyłabym na to, ale wiem, że i tak się przeliczę. No nic, pozostaje mi tylko czekań na następne.
    Polskie imiona nie są takie złe np. Konrad. Ale Piotrek i Mati to szczególnie źle mi się czytają. No cóż, przyzwyczajono nas do nie polskich, bo największą sławą okrywają się właśnie te zagraniczne.
    Opowiadanie nie romans? W porządku. Zmierzch oglądałam i szczerze nie lubię, ale lubię sposób w jaki są tam przedstawione moje wilczky :3 Zatem kończę i pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej!
    Widzę, że nie jestem osamotniony w swej nienawiści do postzmierzchowych wampirów. :) Ale trzymam Cię za słowo, że to nie kolejne romansidło i będę czytał dalej. Wojowniczka zapowiada się ciekawie. Trochę błędów jest, szczególnie w dialogach, ale blog (doszedłem ostatnio do takiego wniosku) nie jest najlepszym miejscem na ich wytykanie.
    Tak więc jest, jak zwykle u Ciebie, sympatycznie.
    P.S. Jak kogoś interesuje jak ja potraktowałem znienawidzonych wampirów, zapraszam do mojego "Domu".
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się zastanawiałem czy nie zawiesić wampirów, z powodu braku zainteresowania (ostatnio), ale uratowałeś to opowiadanie :) No, ale teraz zajmę się smoczą kompanią, więc prędko do krwiopijców nie wrócę. (PS: pod koniec tygodnia powinien się pokazać nowy rozdział smoków)
      I bez obaw, romansidła NIE BĘDZIE.

      Usuń