2014-01-15

Tajni Imigranci - rozdział 4



 – Zamfir … – rusałka spojrzała na mnie, w nadziei, że ją wesprę, a ja nie miałem pojęcia co robić.
Niczego bardziej nie pragnąłem niż wydostać się ze świata ludzi. Ten mężczyzna nie jest żadnym moim znajomym. Zresztą to człowiek. Gdyby ujrzał moją prawdziwą postać na pewno wziąłby mnie za demona, albo jakieś UFO i ze strachu gotów byłby zrobić mi krzywdę. Ludzie najchętniej spaliliby mnie na stosie lub pokroili na kawałki w jakimś laboratorium. Zatem dlaczego miałoby mi zależeć na tym nieszczęśniku?
– Nie rozumiem dlaczego zależy wam na tym menelu. – Kosa wzruszył ramionami – Załatwmy to szybko i przejdźmy do interesów.
– Ja tylko szukałem miejsca na nocleg… ja nikomu nie pisnę słówka… – wyjąkał wystraszony bezdomny. Chociaż nie miał pojęcia co tu było grane, to czuł, że chcą mu zrobić krzywdę.
Podwładny Kosy uciszył mężczyznę, uderzając go w głowę. Trochę przesadził z ciosem, gdyż bezdomny upadł nieprzytomny na podłogę. Następnie wampir przykucnął przy nim i wyszczerzył swoje kły.
– Zaczekaj! – krzyknąłem nagle – Możemy to załatwić inaczej. Moja koleżanka jest nimfą, może zauroczyć tego człowieka i sprawić, że zapomni o wszystkim co tu widział.
W odpowiedzi wampir splunął w naszą stronę i wyrzucił z siebie słowa pogardy. – Nie pozwalaj sobie brudny, leśny skrzacie.
Sam nie wiem co we mnie wstąpiło, czy to przez obelgi tego krwiopijcy, czy nagle zaczęło mi zależeć na życiu tego człowieka. Wyciągnąłem rękę i skupiłem w niej ładunek elektryczny.
– Odsuń się od niego. – zagroziłem wampirowi, który z początku zląkł się mojej mocy lecz szybko się opanował.
– Nie zrobisz tego. – chwycił mocno bezdomnego – Jeżeli porazisz mnie prądem, to jemu też się oberwie.
– Zamfir, co ty do diabła wyrabiasz? – szepnął Duży – To tobie najbardziej się chciało wrócić do domu.
Dopiero teraz zacząłem się zastanawiać co ja wyprawiam, ale za późno już było na zmianę decyzji. Natomiast Luna nie miała żadnych wątpliwości, uderzyła w wampira silnym strumieniem wody, odrzucając go na drugi koniec pokoju. W tym momencie reszta krwiopijców wyszczerzyła kły. Ich skóra pobladła, zaś oczy rozbłysły złowrogim czerwonym blaskiem.
– No to pieniążki przepadły. – westchnął Duży i błyskawicznie przemienił się w trolla.
Widząc z kim mają do czynienia, rzuciły się na niego dwa wampiry, jednak nie na wiele im się to zdało. Po kilku mocnych kuksańcach „książęta ciemności” leżały już na podłodze.
– Wy wąpierze wcale nie takie mocne jak gadają. – dumnie oznajmił Duży.
– W takim razie spróbuj sił ze mną. – Kosa nie wyglądał na przejętego wielkim trollem, który rozłożył na łopatki jego kolegów.
Duży wziął głęboki zamach, lecz wampir zablokował jego cios. Ta pijawka miała tyle siły by zatrzymać pięść trolla? Duży wyprowadził serię krótkich sierpowych, jednak nie mógł trafić Kosy, był zbyt szybki, oraz zwinny. W końcu znudziło go robienie uników, nie wiem skąd wyciągnął sztylet i wbił go między żebra trolla.
Wtedy puściły mi nerwy, uderzyłem Kosę potężnym podmuchem wiatru, posyłając go prosto na ścianę. Podbiegłem czym prędzej do przyjaciela, na szczęście jego rana nie była groźna, przynajmniej dla kogoś tak dużego i silnego.
– Ach, już rozumiem, jesteś jednym z tych duszków pogody – zaśmiał się wampir otrzepując ubranie jak gdyby nigdy nic. Dziwiło mnie to, iż uderzając o ścianę nie połamał sobie wszystkich kości. Ten osobnik nie był jakimś tam przeciętnym krwiopijcą. Wyjął kolejny sztylet, który w blasku czerwonego światła przemienił się w długą szpadę.
– Zapraszam do tańca. – wezwał nas do walki.
– Już ja cię zmuszę do tańca. – Luna wyczarowała własną broń, z niebieskiej poświaty wyłoniła się piękna, zdobiona szabla.
– Droga ślicznotko, szkoda byłoby twojego…
Kosa nie docenił naszej rusałki, nie dokończył nawet dania, a musiał bronić się przed zaciekle atakującą nimfą. Ta pani wie do czego służy szabla.
Zapatrzyłem się na ich pojedynek i nie zauważyłem jednego z pomagierów Kosy. Wbiłby swe kły w moją szyję gdybym nie powrócił w porę do mojej prawdziwej postaci. Jako mały duszek bez problemu wyślizgnąłem się z jego łap i odleciałem na bezpieczną odległość. Następnie dałem mu odczuć moc płanetnika i poczęstowałem go sporą dawką prądu.
Pozostali krwiopijcy również odzyskali przytomność i co gorsza wyjęli broń. W jakich to dziwnych czasach przyszło nam żyć, że magiczne stworzenia noszą przy sobie spluwy. Natychmiast rozpostarłem gęstą mgłę po pomieszczeniu. Wampirom puściły nerwy, zaczęły strzelać na oślep, nie mogąc dostrzec niczego poza czubkiem własnych nosów. Ja natomiast zachowałem spokój i zaczekałem na właściwą chwilę, aby uderzyć w nich błyskawicami.
Gdy było już po wszystkim rozwiałem mgłę. Luna nadal walczyła z Kosą, oboje wykazywali nadludzką szybkość i zręczność. Rusałce udało się parę razy zranić wampira, lecz jego rany goiły się w ciągu kilku chwil.
– Nawet wśród wampirzyc rzadko zdarzają się kobiety z takim temperamentem. – Kosa był wyraźnie podniecony tą walką – Nie zechciałabyś zostać moją wybranką?
– Wybacz, ale długie kły i przekrwione oczka mnie nie kręcą. – odgryzła się Luna.
– Może jednak zmienisz zdanie. – Ślepia wampira rozbłysły karmazynowym blaskiem, za późno zrozumiałem co się działo. Dłoń Luny zaczęła powoli opadać, a jej twarz straciła wszelki wyraz. Parszywy urok!
– Grzeczna dziewczynka. – zadowolony wampir już obnażył swoje kły, kiedy nagle przeraźliwie zacharczał. Ze zdumieniem spojrzał na swoje ciało, z którego wystawała klinga szabli. Wbita prosto w serce.
– Mylisz się, ja wcale nie jestem grzeczna. – powiedziała z nieukrywaną satysfakcją rusałka.
– Ty… – Kosa zdołał wypluć parę obelg zanim padł trupem na podłogę.
Powinienem był się domyślić, że Luna tylko udawała, nimfy nie da się tak łatwo zauroczyć.
– Jak tam, żyjecie? – spytała jak gdyby nic się nie wydarzyło.
Spojrzałem na Dużego, nie było z nim najgorzej, nawet miał do nas pretensje, iż nie zostawiliśmy mu nikogo do bójki. Po wampirach pozostały jedynie kupki popiołu, po śmierci ich ciała rozkładają się błyskawicznie. W końcu przypomniałem sobie o bezdomnym, który wciąż leżał nieprzytomny. Sprawdziłem jego puls, na szczęście nie było potrzeby wzywać pogotowia.
– I co z nim teraz zrobimy? – zapytałem.
– Nie widział naszych prawdziwych postaci, myślę, że nie ma potrzeby bym rzucała na niego urok. – stwierdziła Luna.
– Facet nawet nie wie żeśmy mu skórę ocalili. – westchnął Duży – Nawet głupiego dziękuję, nam nie powie. Opłacało się nadstawiać za niego karku?
– No cóż… – zerknąłem na pozostawioną przez wampiry walizkę pieniędzy – Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Teraz możemy zatrzymać i pieniądze i towar.
– Zamfir, daj spokój, najlepiej będzie jeżeli pozbędziemy się tego świństwa.
Czy ja dobrze słyszałem? Rusałka chyba zwariowała.
– Pozbyć się dziesięciu kilo proszku z mandragory?! Upadłaś na głowę?! Sprzedamy to komuś innemu i zarobimy podwójnie.
Luna była jednak nieustępliwa.
– Znowu chcesz się wdać w bójkę z jakimiś ciemnymi typami? A jeśli następnym razem trafimy na stworzenia, którym nie damy rady?
– Zamfir … – wtrącił się Duży – Jak każdy troll jestem łasy na złoto i pieniążki, ale bardziej wolę święty spokój i czym prędzej wrócić do domu.
Żal mi ścisnął serce na myśl, iż miałbym się pozbyć dziesięciu kilo czystego zysku. Niestety przyjaciele mieli rację, handlowanie takim towarem jest stanowczo zbyt niebezpiecznym zajęciem. Poza tym znajomi Kosy wkrótce zorientują się, że coś się stało z ich szefem i zaczną węszyć. Będzie lepiej, jeżeli jak najszybciej opuścimy miasto.
Uzgodniliśmy, że po drodze do domu pozbędziemy się mandragory. Zabraliśmy walizkę z pieniędzmi, przybraliśmy ludzkie postaci i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Ja zatrzymałem się jeszcze na moment, by zerknąć na naszego bezdomnego.
A co mi tam – pomyślałem sobie. Wyjąłem z walizki pliczek banknotów i wsadziłem go za brudną kurtkę mężczyzny. Mam nadzieję, że nie wyda wszystkiego na alkohol.

***

Teraz, kiedy wspominam tamte wydarzenia zastanawiam się czy aż tak było mi źle wśród ludzi? Nie tęsknię wcale za hałaśliwymi sąsiadami, za przesiąkniętym spalinami powietrzem ani za ukrywaniem się w ludzkiej skórze. Zaczarowany las jest wolny od tego wszystkiego, mogę tu swobodnie fruwać między drzewami, w towarzystwie swoich ziomków. Jednak życie po drugiej stronie nie jest jedną wielką sielanką. Zarobki mam takie sobie, poza tym w lesie zrobiło się jakoś tłoczno, jeszcze dwieście lat temu nie mieszkało w nim aż tyle istot.
Przebywałem wśród ludzi tak długo, że zdążyłem się przyzwyczaić do ich wynalazków. Przyznaję, iż elektryczność, ogrzewanie, lodówka, oraz wiele innych rzeczy były sporym udogodnieniem. Telewizja zaś dostarczała mi rozrywki i przyznam że czasami tęsknię za moim ulubionym serialem.
Jednak nie żałuję mej decyzji. Druga strona oferuje mi coś czego na próżno szukać w ludzkim świecie. Jedna rzecz, która warta jest więcej niż wszelkie wynalazki współczesnego świata, czyli po prostu możliwość bycia sobą.

******************************************************************

INNE OPOWIADANIA 


 To już koniec tej historii.  Podobało wam się, czy może macie jakieś uwagi? Wasze opinie pomogą mi w dalszym pisaniu, zatem proszę, zostawcie jakieś komentarze.


5 komentarzy:

  1. Już koniec? Szkoda, bo się wciągnęłam. Bardzo mi się podobało. Jak już wcześniej mówiłam, trzeba mieć dużą wyobraźnię, żeby wszystko wymyślić, a tego Ci nie brakuje. Życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję!!!
      Twoje słowa są dla mnie nadzieją, bo piszę książkę, która pod wieloma względami jest podobna do tego opowiadania.
      Co do "Już koniec?" to na moim blogu przede wszystkim zajmuję się "Smoczą Kompanią", wszelkie inne opowiadania są tylko jako dodatek. Może kiedyś wpadnę na jakiś dobry pomysł to napiszę ciąg dalszy, ale nic na siłę.

      Usuń
  2. No i koniec. Sympatyczna lekturka, którą szybko się czytało. Jak dla mnie, trochę zabrakło zdecydowania, czy ma być bardziej na wesoło, czy bardziej na poważnie. Ale i tak, jak się rzekło, czytało się sympatycznie. Gdybyś popracował nad końcówką - jakaś pointa (no niby jest, ale taka bez zęba :p ), albo twist, byłoby lepiej. A tak, jest dobrze.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. No niektórym nigdy nie dogodzisz, chociażbyś niewiadomo co robił :P Tu mu było źle,tam mu jest ledwo lepiej...:P Zdecydowałby się. Opowiadanie fajne, wciągnęło mnie. Takie trochę w stylu tego serialu "Grimm". Jak nie widziałeś, to polecam, myślę, że Ci się spodoba :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W podobnej sytuacji są Polacy na emigracji, w kraju źle, ale po jakimś czasie spędzonym za granicą decydują się jednak wrócić.

      Usuń