I
tak oto raz jeszcze nadeszła noc. Po raz kolejny pałętałem się po ciemnych
uliczkach miasta, między niczego nie podejrzewającymi ludźmi, których nic nie
obchodził los samotnego Szczura i to było jedyne co wyróżniało tę noc od
wszystkich poprzednich. Nie miałem już swojej bandy i z jednej strony czułem
ulgę wiedząc, że już nigdy nie będę musiał słuchać Matiego i Piotrka, lecz jednak
krwiopijcom zawsze jest łatwiej w grupie. Wszystko to sprawka pewnej szalonej
baby, łowczyni wampirów, psia mać! Nie mogła znaleźć sobie jakiegoś porządnego zawodu,
na przykład nauczycielki lub sekretarki? Zamiast tego gania po nocy ulicami za
Bogu ducha winnymi… no dobra, żadne z nas niewiniątka, ale ja akurat jestem
całkiem w porządku.
W
końcu dotarłem do miejsca przeznaczenia, którym był klub Grabarz. Był to dość elitarny
klub, oficjalnie mają tu wstęp wyłącznie posiadacze karty stałego członka, ale
w rzeczywistości prawo wstępu ma każdy o odpowiednio długich kłach… Bramkarz,
tęgi grubas, który nie raz lustrował mnie swym groźnym wzrokiem, gdy
przychodziłem tu z chłopakami i tym razem nie uczynił wyjątku. Wolałem nie
wdawać się z nim w zbędną dyskusję i od razu podałem mu hasło.
–
A Rh plus.
–
Przylazłeś sam? – burknął oschle – Gdzie twoi kolesie?
–
Co oni są, moimi niańkami? Nie mogę sobie przyjść sam? – odpowiedziałem
stanowczo, lecz bez agresji, nie byłem aż tak głupi by mu podskakiwać.
Przez
moment myślałem, że przyłoży mi w pysk za moją krnąbrność, ale nie doszło do
rękoczynów i przepuścił mnie. Zwykle nie wpuszczają tu samotnych wampirów, gdyż
mogą to być szpiedzy wrogiego klanu, lecz na szczęście bramkarz akurat mnie
znał.
Wystrój
lokalu przypominał wnętrze upiornego zamku, typowe siedlisko Drakuli z licznymi
kolumnami, witrażami, sklepieniem krzyżowym oraz plastikowymi czaszkami
wepchniętymi w ściany. Jedyne co nie pasowało do tej scenografii to zawieszone na
suficie kolorowe lampy, jednak nawet one nie rozjaśniały panującego wewnątrz
półmroku. Moim zdaniem ten cały wystrój to jedna wielka, wampirza sztampa. Goście
dzielili się na osobniki różnego pokroju, od panków i gotów, po dresiarzy, choć
zdarzali się także normalnie wyglądający. Tutaj goście są oceniani wyłącznie po
czerwonych oczach, bladej cerze i długości kłów. Wśród swoich nie musimy
ukrywać naszego prawdziwego wyglądu.
Nie
widziałem tu nikogo w czarnym garniturze, zatem mogłem przypuszczać, że żaden
wyższy wampir nie zaszczycił tego miejsca swoją osobą. Ci elitarni krwiopijcy
lubią uważać się za VIPów, zatem większość każe paradować swoim gorylom w
garniturach. Wnioskując po tym jak wszyscy się dobrze bawią, mogłem z ulgą
stwierdzić, że nie ma wśród nas przedstawicieli „wampirzej szlachty”. W
obecności tak ważnej osobistości, goście nie byliby tacy beztroscy. Tymczasem
wampiry albo tańczyły przy jazgocie, który ledwo można nazwać muzyką lub
pochłonięci byli dyskusjami przy kieliszku. Niektórzy pili także alkohol.
Pomyślałem, że najlepiej będzie wziąć z nich przykład. Usiadłem przed ladą i
poprosiłem o kieliszek czystej.
–
Białej czystej. – Poprawiłem barmana, który zaczął mi nalewać krew do
kieliszka. Mogłem sprecyzować czy chcę czerwonej czystej, czy białej - czyli
wódki. Hemoglobiny staram się pić jak najmniej, a poza tym jest ona znacznie
droższa od napojów wyskokowych. Wykosztowałbym się jeszcze bardziej gdybym
zamówił krew z dodatkiem smakowym, albo gazowaną - czego to wampiry nie
wymyślą.
Łyknąłem
wódki dla odwagi, bo miałem trudne zadanie do wykonania. Napływ alkoholu dodał
mi odwagi, zdecydowałem się w końcu rzec do barmana.
–
Mam sprawę do Cyklopa.
Ten
popatrzył na mnie krzywo i parsknął pogardliwie.
–
Cyklop nie przyjmuje byle kogo.
Słysząc
to omal nie powiedziałem czegoś od siebie. Cyklopowi wydaje się, że jest kimś
niezmiernie ważnym, a to przecież zwykły krwiopijca na usługach wyższego
wampira. Może mu się wydawać, że ten lokal należy do niego, lecz tak naprawdę on
go jedynie prowadzi w imieniu Juliusa.
–
Mam dla niego forsę, Mati był mu winny. – wiedziałem, że bez małego kłamstewka
nie zobaczę się z Cyklopem.
–
Mati? Sam to się boi pogadać z Cyklopem i przysyła ciebie?
–
Żebyś wiedział – burknąłem i zdaje się, że przekonałem tym barmana.
***
Siedziba
Cyklopa znajdowała się w piwnicy, nie znam żadnego wampira, który mieszkałby na
piętrze, Żaden nie chce ryzykować, że za dnia, czyli w trakcie snu, do pokoju
wdarłyby się promienie słońca. Barman podprowadził mnie pod same drzwi, do
środka wpuścił mnie stojący na czatach dryblas. Pokój Cyklopa był całkiem nieźle
urządzony, w przeciwieństwie do reszty klubu wyglądał bardzo nowocześnie,
chociaż trochę kiczowato, no i plakaty z półnagimi kobietami wisiały na
ścianach w przesadnym nadmiarze. Większości wampirów nie jest dane mieszkać w
takich warunkach, ci z nas, którzy nie dorobili się majątku, za dnia chowają
się po piwnicach, kanałach, opuszczonych melinach, w metrze, między koczującymi
bezdomnymi. Nielicznym udaje się wykupić mieszkanie, przy czym koniecznością
staje się zawieszenie bardzo grubych i ciemnych zasłon w oknach. Oczywiście,
aby zdobyć mieszkanie należy mieć przody u jakiegoś wyższego wampira. Oni, jako
jedyni mogą się poruszać po mieście za dnia, dlatego często podszywają się pod
ludzi, prowadzą własne biznesy, mają różne kontakty, dlatego są w stanie
załatwić komuś dach nad głową.
Cyklop
leżał sobie wygodnie na kanapie oglądając telewizję, w towarzystwie dwóch odpicowanych
wampirzyc. Wyglądały dosyć młodo, jednak nigdy nie wiadomo jaki jest
rzeczywisty wiek krwiopijcy. Nie wiem co te lalunie widziały w tym łysym
grubasie, w dodatku z jednym okiem. Cóż, pewnie bardziej niż wygląd pociągała
je jego forsa. To, skąd wzięła się ksywa Cyklop jest dość oczywiste, zagadką
jest natomiast w jaki sposób facet stracił oko. Plotka głosi, że stało się to w
trakcie pojedynku z innym wampirem. Choć posiadamy niezwykłą zdolność regeneracji,
nie jesteśmy w stanie zrekonstruować utraconej części ciała.
–
Szefie, młody ma do ciebie sprawę. – rzekł stojący za mną dryblas.
Cyklop
zmierzył mnie nieprzyjemnym spojrzeniem, po czym łaskawie warknął.
–
Czego? Coś za jeden? – wyraźnie nie był zadowolony, że przerywam mu
„konwersację z paniami”.
–
Należę do bandy Matiego… – na widok tej jego paskudnej gęby zaplątał mi się
język.
–
I co? Jak Mati chce ode mnie kasy to niech zapomni, a na drugi raz niech sam
przywlecze tu swoją dupę.
–
Mati nie żyje – wydusiłem z siebie – zabił go łowca.
Cyklop
wyłączył telewizor i kazał laluniom przestać się do niego łasić, znaczy, że
zwróciłem jego uwagę.
–
Gdzie go sprzątnął?
–
Na osiedlu Dębowe, niedaleko multikina.
–
Hem, to nie na mojej dzielnicy, czemu miałbym się tym martwić?
–
Bo ten łowca – gdybym powiedział, iż moich kumpli załatwiła kobita, to Cyklop
mógłby pomyśleć, że wciskam mu kit – on pytał o Juliusa.
Na
dźwięk tego imienia wszystkie wampiry zamarły na moment w milczeniu. Gdy Cyklop
się otrząsnął, skoczył do mnie, chwycił swoją wielką łapą za kołnierz i
przyciągnął do siebie.
–
Ty nie próbujesz mi wciskać kitu? Wiesz co Julius ze mną… z tobą zrobi, jeśli
okaże się, że kręcisz? To znaczy jeżeli ja pierwszy cię nie wykończę.
Jego
paskudna gęba z bliska wyglądała jeszcze paskudniej. Jednak nie zająknąłem się
ze strachu, w końcu przeżyłem spotkanie z kimś o wiele groźniejszym niż on.
–
Nigdy w życiu. – zacząłem wyrzucać z siebie kolejne słowa, nie do końca się nad
nimi zastanawiając – Łowca dopadł nas w alejce, zabił wszystkich, tylko mnie oszczędził,
bo potrzebował informacji. Pytał o Juliusa, bo on podobno wie gdzie jest jakiś
Goldsztajn.
W
tym momencie okropna gęba Cyklopa nagle pobladła jeżeli to w ogóle możliwe u
wampira.
–
I co mu powiedziałeś? – może mi się zdawało, ale miałem wrażenie, iż głos
Cyklopa stał się niepewny, jakby się czegoś obawiał.
–
Nic, przecież ja nie znam żadnego Goldsztajna.
–
Ty, a jak właściwie uciekłeś temu łowcy? – łysy grubas nagle nabrał podejrzeń.
Na szczęście przygotowałem się na to pytanie.
–
Podstawił mi srebrny nóż pod gardło i kazał gadać, ale nagle nadeszli jacyś
ludzie i łowca uciekł. – brzmiało to dość wiarygodnie, w końcu łowcom także
zależy na pozostaniu w ukryciu przed światem. Cyklop wciąż miał jednak
wątpliwości.
–
Niby dlaczego miałbym ci uwierzyć? – pchnął mnie na podłogę, wściekły, że
zburzyłem jego spokojne dotychczas życie.
–
Mam dowód! – krzyknąłem przestraszony, po czym natychmiast sięgnąłem do kurtki.
To co wyciągnąłem wprawiło wszystkie wampiry w osłupienie.
Cyklop
wyrwał mi z ręki niewielką strzałę. Łuk, czy kusza, z której została
wystrzelona musiała być niewielkich rozmiarów, takie miniaturowe kusze są jedną
z ulubionych broni łowców. Umieszcza się je na nadgarstku, przyczepione do
bransolety, zaś za pomocą przycisków pod dłonią można złożyć i rozłożyć łuk
oraz wystrzelić pocisk. Całość łatwo i sprawnie ukrywa się pod rękawem. Miałem
okazję przyjrzeć się tej broni, kiedy to łowczyni ćwiczyła swoją celność,
trafiając do różnych przedmiotów na mojej głowie.
Grot
pokazanej przeze mnie strzały umazany był zaschniętą krwią, moją krwią. Aby
sprawdzić jej autentyczność, Cyklop przystawił bełt do nozdrzy. Wampirzy węch
nieomylnie rozpoznaje krew i tym razem się nie pomylił. Następnie grubas potarł
grotem o swoją dłoń i po chwili poczuł nieprzyjemne swędzenie, jak po
zetknięciu z pokrzywą. Właśnie tak nasza skóra reaguje w kontakcie ze srebrem.
–
Gdzie cię trafił? – zapytał niepewnym głosem. Ha, nawet nie poznał łowczyni, a
już zaczął się jej bać.
Odwinąłem
prawy rękaw i pokazałem mu niewielką ranę. Fakt, że jeszcze dotąd się nie
zagoiła oznaczał, iż zostałem zraniony grotem właśnie ze srebra. Mam jednak
nadzieję, że rana kiedyś zniknie, według Raven będzie goić się powoli, jak u
ludzi. Gdyby nie ta wariatka, to wcale nie musiałbym się kaleczyć, z tą strzałą
to był jej cholerny pomysł, chciała w ten sposób uwiarygodnić moją historię.
Pełen
konsternacji Cyklop podszedł do barku i nawet nie patyczkował się z kieliszkami,
po prostu pociągnął whisky z gwinta. Jego przyjaciółki próbowały odprężyć go
przytulankami, lecz jednooki nie był w nastroju na pieszczoty.
–
Odczepcie się, nie widzicie, że myślę?
Nie
sposób było ocenić co mu przyjdzie z tego myślenia, ani co postanowi ze mną
zrobić. Jednak było pewne, jeżeli jego burza mózgu prędko się nie skończy, to
będą musieli go odwozić na izbę wytrzeźwień.
–
Ty, jak się nazywasz? – odezwał się do mnie po dłuższej chwili.
–
Sz… – no jeszcze tego by brakowało, o nie, koniec ze Szczurem – Radek.
–
Radek, zrobimy tak. Przylazłeś do mnie, bo nie masz się gdzie podziać. Łowca
wyrżnął twoich kolegów i teraz boisz się, że cię znajdzie, boisz się wrócić na
ulicę. Postanowiłeś więc przyczepić się do nas. Normalnie nie przyjmuję byle
kogo, ale za to, że przyszedłeś mnie ostrzec dam ci szansę. Pozwolę ci tu
mieszkać, ale w zamian będziesz dla mnie pracował. Na początek ustawimy cię za
barem, a jak się spiszesz, to może dam ci jakąś poważniejszą robotę.
–
Dziękuję panu. – wydukałem, udając wdzięczność. Cyklop myśli, że przyszedłem do
niego po protekcję i niech tak zostanie. Gdyby tylko znał prawdziwy cel mojej
wizyty…
–
Czy nie powinniśmy zawiadomić Juliusa, że łowca go poszukuje? – odważyłem się
spytać i wkrótce tego pożałowałem. Wampir znowu złapał mnie za kołnierz, na
szczęście tym razem był nieco bardziej opanowany.
–
Zapamiętaj sobie jedno. – wyraźnie akcentował każde słowo – To ja tu jestem od
myślenia i podejmowania decyzji. Tylko ja, zrozumiano?
Skinąłem
głową. Następnie zwrócił się do swoich panienek i stojącego za mną dryblasa.
–
Nie widzę powodu, by niepokoić Juliusa, czy wszyscy to rozumieją?
Cyklop
wyraźnie chciał ukryć przed swoim szefem informacje o łowcy, lecz najbardziej
wystraszyło go to, że łowca wie o Goldsztajnie. Kim właściwie jest ten cały Goldsztajn?
Raven nie raczyła mi nic o nim powiedzieć.
–
Śruba, zaprowadź młodego do baru – rozkazał dryblasowi – niech nauczy się co i
jak.
No
cóż, cała ta rozmowa poszła znacznie lepiej niż sądziłem, choćby dlatego, że
wyszedłem z niej żywy. Pytanie tylko co Raven pragnęła tym osiągnąć i czemu
założyła mi podsłuch? Koniec końców nie dowiedziałem się niczego pożytecznego,
mogę mieć tylko nadzieję, iż uzna same moje starania i da mi antidotum.
Kiedy
weszliśmy po schodach, zorientowaliśmy się, że coś jest nie tak. Goście często
wrzeszczą przy dobrej muzyce, albo gdy w telewizji puszczają mecz, ale tym
razem ich krzyki były inne. Do orkiestry hałasów dołączyły odgłosy wywracanych
krzeseł i tłuczonych naczyń. I na dodatek z sali wydobywał się dym, chociaż nie
czuliśmy, aby coś się paliło.
Towarzyszący
mi dryblas wyciągnął zza pazuchy spluwę i poszedł zbadać teren. Ja ostrożnie
ruszyłem za nim, dopiero gdy stanąłem przy ladzie zrozumiałem, że bezpieczniej
byłoby zostać na miejscu. Cała sala tonęła w gęstych kłębach dymu, nie widać
było niczego na więcej niż półtora metra. Nagle coś trzasnęło i muzyka ucichła.
Po chwili, z mgły wybiegł wampir, trzymając się kurczowo za gardło. Życiodajna
ciecz, którą tak bardzo lubimy, wyciekała mu z pomiędzy palców w sporych ilościach.
Krwiopijca szukał drogi ucieczki, lecz gdy tylko mnie minął, usłyszałem przytłumiony
świst i delikwent padł na podłogę. Z tyłu głowy miał ranę postrzałową i chwilę
później zmienił się w kupkę popiołu.
Dryblasowi
puściły nerwy, otworzył ogień, strzelał na oślep, jakby myślał, że kule mogą
wyrządzić jakąś krzywdę mgle. Opróżnił niemal cały magazynek zanim rozum
podpowiedział mu, aby schować się za ladą. Mój rozum także się obudził i
zrobiłem to samo. Czy mi się wydaje, czy
wdepnąłem w coś sypkiego? Z przerażeniem odkryłem, że wsadziłem nogę w
popiół, czyli wszystko co pozostało po martwym barmanie.
–
Co tu się do cholery dzieje?! – słowa same wydostały mi się z gęby.
–
Cicho. – syknął dryblas, starając się wypatrzeć ukrytego w kłębach dymu napastnika.
…Zaraz,
przecież łatwo odgadnąć kto nas zaatakował. Ta dziewczyna byłaby na tyle
szalona, żeby wejść do „jaskini” krwiopijców. Tylko czy nie pomyli mnie z
innymi wampirami? A co jeżeli mnie również zamierza się pozbyć? Wykonałem
zadanie i teraz jestem jej zbędny?
–
A kuku. – dobiegł nas z bliska kobiecy głos.
Zanim
dryblas zdążył zareagować, już leżał na podłodze z dziurą w czole, po czym rozpadł
się w popiół. Odruchowo spojrzałem w górę, nade mną, na ladzie stał osobnik w
ciemnym, skórzanym płaszczu i z dziwnymi goglami na głowie, pewnie
noktowizyjnymi. W pierwszej chwili chciałem poderwać się do ucieczki, jednak
prędko się uspokoiłem rozpoznając kobiecą sylwetkę oraz znajomy kolor włosów.
Przez ten dziwny wygląd, w pierwszej chwili nie rozpoznałem Raven.
–
Raven, to ty? – spytałem, dla stuprocentowej pewności.
–
Nie, Święty Mikołaj. – po tym jej sarkazmie byłem pewien, że to ona.
–
Mogłaś mi powiedzieć, że zamierzasz zrobić tu rozróbę.
–
Akurat. Jeszcze byś się wygadał przed wampirami.
Łowczyni
zmieniła magazynek w swoim pistolecie z tłumikiem, ciekawe czy załadowany jest
srebrnymi kulami, czy normalnymi? Zwykłym pociskiem też można zabić wampira,
jeśli trafi się w mózg albo serce.
Dym
powoli zaczął znikać, odsłaniając zdemolowaną salę i walający się wszędzie
popiół - świadectwo masakry wampirów, jaka się tu odbyła. Trudno mi uwierzyć,
że dziewczyna poradziła sobie z tyloma krwiopijcami. Z pewnością pomogła jej w
tym zasłona dymna oraz noktowizor, który nie był już jej dłużej potrzebny, więc
go schowała.
–
Skoro zamierzałaś wszystkich pozabijać, to po co wysłałaś mnie na rozmowy z
Cyklopem? – nie wiem skąd wzięła się we mnie zuchwałość wobec łowczyni, która
przed chwilą unicestwiła całą dyskotekę wampirów, ale musiałem to wiedzieć.
Szatynka
na szczęście nie zwróciła uwagi na mój podniesiony ton i odrzekła spokojnie.
–
Z twojej rozmowy dowiedziałam się paru pożytecznych rzeczy.
Doprawdy? Bo
moim zdaniem nie udało mi się wyciągnąć żadnych informacji.
–
Po zachowaniu się tego Cyklopa wnioskuję, że po pierwsze wie gdzie znajduje się
Goldsztajn, a po drugie Julius w chwili obecnej nie przebywa w tym lokalu.
Gdyby znajdował się tu wyższy wampir, polowanie okazałoby się znacznie
trudniejsze.
„Polowanie”
- czy to znaczy, że łowcy traktują swój zawód jako sport? Myślałem, że łowcami
kieruje chociaż jakaś idea oczyszczenia świata ze zła albo ochrony ludzkości.
–
Ty Myszka, możesz wracać do mojej kryjówki, ja zostanę tu troszkę. Pogadam
sobie z tym całym Cyklopem.
Chciałem
zapytać, „a co z moim antidotum”, ale
nie miałem w tym momencie do tego odwagi. Powiedziała bym wracał do kryjówki,
gdyby chciała mnie załatwić, to zrobiłaby to tu i teraz. Zatem być może uda mi
się wyjść z tego cało i zdrowo.
Raven
ledwie zrobiła parę kroków, gdy zza rogu wyskoczyła na nią jedna z laluń
Cyklopa. Wampirzyca starała się wytrącić łowczyni pistolet z ręki i po krótkiej
szamotaninie spluwa spadła na podłogę nieopodal szarpiących się kobiet.
Pojawiła się druga wampirzyca i chciała podnieść broń z podłogi. Szatynka
odepchnęła w końcu swoją przeciwniczkę solidnym kopniakiem. Zanim druga
wampirzyca zdążyła wycelować broń w łowczynię, niewielka strzała wbiła jej się
między oczy. Po raz kolejny zobaczyłem w akcji miniaturową kuszę Raven.
Przy
życiu pozostała wciąż jedna wampirzyca, lecz popełniła ona błąd, ponownie
rzucając się na Raven, która bez problemu przebiła jej serce wysuniętym spod
rękawa ostrzem. Co jak co, ale muszę przyznać, iż te jej zabawki są całkiem
fajne.
I
kiedy wydawało się, że już po wszystkim, zza rogu wyskoczył Cyklop, mierząc do
Raven z rewolweru.
–
Nie ruszaj się! – ostrzegł łowczynię drżącym głosem częściowo ze złości, a po
części ze strachu – Odłóż ten kosior, w tej chwili!
Szatynka
usłuchała, zdjęła obie bransolety, tą od kuszy oraz drugą z wysuwanym ostrzem. Jednooki
podszedł do niej ostrożnie i zaczął ją przeszukiwać, skonfiskował między innymi
srebrny nóż, paralizator i jakieś kulki, być może bomby dymne albo, znając tę
wariatkę, materiały wybuchowe.
–
Uważaj gdzie pchasz łapy! – szatynce nie spodobało jej się gdy dłoń wampira
zawędrowała w bardziej intymne miejsce. Chyba zapomniała, że to nie ona w tej
chwili stawia warunki.
Cyklop
nigdy nie tolerował żadnej krytyki wobec siebie, a jeszcze bardziej nienawidził
gdy ktoś demolował mu lokal. Wściekły złapał łowczynię za włosy i warknął
prosto do ucha.
–
U siebie mogę robić co chcę! – po czym na jego twarzy zawitał nikczemny uśmiech
– Swoją drogą nie wiedziałem, że są łowcy kobity, szczególnie takie ładne
cizie. Sam nie wiem, czy lepiej podarować cię Juliusowi żywą, czy martwą? Gdy Julius
dowie się, że zabiłem łowcę, to mianuje mnie swoją prawą ręką w interesach.
–
Wyższy zawsze będzie traktował zwykłych jak ścierwo. – stwierdziła z przekąsem,
z czym musiałem się z nią zgodzić.
–
A może najpierw się trochę zabawimy, co?
Czy
powinienem interweniować? Nie czuję żadnej sympatii do tej wariatki, z kolei
Cyklop to niezła szuja, której wielu wampirów ma już dosyć. Jednak czemu
miałbym ryzykować dla kogoś, kto wstrzyknął mi truciznę... Właśnie
odpowiedziałem sam sobie, Raven jest moim jedynym ratunkiem, tylko ona ma
antidotum. Jestem całkowicie pewien, że mój los będzie guzik obchodził Cyklopa,
pozwoli mi po prostu zdechnąć. Jednooki był tak pochłonięty zajmowaniem się
łowczynią, że nawet mnie nie zauważył. Zakradłem się do niego, złapałem za rękę
i próbowałem wyrwać mu broń, lecz zapomniałem jakim facet jest osiłkiem i z
łatwością odepchnął mnie na pobliski stolik. Jednak moje poświęcenie nie poszło
na marne, ta krótka chwila w zupełności wystarczyła Raven. Nie wiem co
dokładnie się wydarzyło, ale gdy tylko się podniosłem, to szatynka trzymała w
ręku rewolwer, zaś wampir leżał na podłodze.
–
Hej lalunia, spoko, jakoś się dogadamy. – jakże prędko spokorniał.
Niestety
łowczyni nie była skora do negocjacji, odebrała swój paralizator i nietrudno
się domyślić co następnie nim zrobiła. Cyklop padł sztywny na podłogę.
–
Czemu mi pomogłeś?! – jej pytanie zabrzmiało jakby się na mnie obraziła – Kto kazał
ci się wtrącać?!
Chodziło
mi po głowie wiele słów, które mógłbym użyć w odpowiedzi, wahałem się między
oburzeniem, zdziwieniem i przeprosinami, chociaż za co niby miałbym
przepraszać? Koniec końców w ogóle się nie odezwałem.
Szatynka
nie zamierzała tracić na mnie więcej czasu. Wyciągnęła kajdanki - ciekawe ile
jeszcze ma ze sobą zabawek - i skuła nimi ręce Cyklopa, akurat gdy ten zaczął
odzyskiwać przytomność. To co dalej czyniła z jednookim wampirem, aż strach
opisywać, ale trzeba przyznać, że było to niezwykle skuteczne w wyciąganiu
informacji. Oraz niezwykle bolesne.
***
W
piwnicy kryło się jeszcze jedno pomieszczenie, o wiele mniejsze od
„apartamentu” Cyklopa oraz w znacznie gorszym stanie. Była to po prostu mała,
brudna klitka o odrapanych ścianach ze zwisającymi pajęczynami. Niektóre
wampiry zmuszone są żyć w takich warunkach, nie mając innego dachu nad głową,
który osłoniłby je przed promieniami słońca. Jednak Goldsztajn to był inny przypadek,
trzymano go tu wbrew jego woli.
Mężczyzna
miał na oko sześćdziesiątkę, nieogoloną twarz oraz częściową łysinę. A poza wszystkim…
to był człowiek! Nie było mowy o pomyłce, wampir zawsze rozpozna jednego ze
swoich, a Goldsztajn nie należał do mojego gatunku. Nie zauważyłem na jego szyi
śladów ukąszeń, zatem skoro nie trzymali go dla krwi, to po co im ten facet?
Goldsztajn spojrzał na nas niepewnym wzrokiem.
–
Ty jesteś Goldsztajn? – zapytała stojąca obok mnie Raven.
Facet
pokiwał głową, zaniepokojony tym kim jesteśmy i co zamierzamy z nim zrobić.
–
Jestem łowczynią, bractwo kazało mi cię odnaleźć. Zabiorę cię w bezpieczne
miejsce…
Wysuwane ostrza z Assasin's Creed :D Super sprawa, widziałem gdzieś na YT gościa, który wykonał funkcjonujący model^^ Ale widzę, że fabuła się rozwija, to dobrze :) Na początku myślałem, że to będzie taki dłuższy one-shot, a tu się zapowiada, że będzie coś więcej :D I hasło... Moja grupa krwi, wpuściliby mnie :D:D
OdpowiedzUsuńDokładnie, z tym ostrzem i kuszą wzorowałem się na Assasin's Creed :D Myślę, że razem będzie gdzieś tak sześć rozdziałów, chyba że okażą się długie i będę musiał je podzielić.
UsuńCzasu mało, ale nieuchronnie zbliżam się do końca. Helou, Shadow, kiedy część piąta? :)
OdpowiedzUsuńŁowczyni rzeczywiście operuje sprzętem asasyna, ale ja ją widzę i tak jako laskę z Underworld. :)
Pzdr!
Części piątej prędko nie będzie, bo teraz skupiam się na smokach. Wampiry i inne opowiadania piszę zwykle gdy chcę odpocząć od smoczej kompanii, tak więc nie mam zielonego pojęcia kiedy pokaże się część V
UsuńBuuu
Usuń