Ludzie
cienie – jak ich sobie nazwałem, przygotowywali się do jakiegoś obrzędu,
rozpalali świece, kreślili kredą znaki na podłodze, a na koniec ustawili się w
okrąg. Po zakończeniu wszystkich przygotowań, na środek wyszła dziewczyna.
Czasem trudno mi zrozumieć gusta nastolatek. Kolczyki miała przypięte w różnych
miejscach ciała za wyjątkiem uszu, a jej włosy wyglądały jakby wpadła pod
kosiarkę. Poza tym wszystko co miała na sobie było w czarnym kolorze, nawet
makijaż, który moim zdaniem był zbyt przesadny.
Jeden
z cieni wyszedł z okręgu i podszedł do niej. Trudno mi było usłyszeć o czym
rozmawiali, ale dziewczyna wyglądała na podekscytowaną. Dała cieniowi swoją
bransoletę nabijaną ćwiekami. Mężczyzna w kapturze trzymał ją chwilę przed sobą
po czym, ku memu zdumieniu bransoleta zaczęła unosić się w powietrzu. Wyglądało
to niesamowicie, lecz przypomniałem sobie, że widziałem już iluzjonistów
umiejących wykonywać o wiele bardziej niezwykłe numery. Tak, to z całą
pewnością musiała być jakaś sztuczka, może przypiął do bransolety niewidoczne
nitki. Jednak przedmiot nie zwisał pod jego ręką, lecz lewitował tuż nad nią…
Sztukmistrz
oddał zachwyconej dziewczynie jej własność i powrócił na swoje miejsce. Po
krótkiej chwili gromada cieni zaczęła recytować jakiś wiersz albo zaklęcia, lecz
nie byłem w stanie zrozumieć ani słowa z tego bełkotu. Wyglądało to
niesamowicie. Nastolatka stała między nimi, jakby oczekując na objawienie się ducha
albo nie wiadomo na co. Dlaczego w ogóle zadaje się z takimi ludźmi? Mogą
zrobić jej krzywdę… O Boże, a jeżeli to sataniści i planują na przykład złożyć
ją w ofierze?
Nagle
dziewczyna zaczęła dygotać, jakby dostała jakiegoś ataku, lecz żaden z cieni
nie przejął się tym, ani nie przerwał dla niej swojej recytacji. Czyżby
naprawdę duch albo inna nieznana siła starała się wniknąć w ciało tej… O czym
ja w ogóle myślę! Młodej grozi niebezpieczeństwo, a mnie w głowie tylko
sensacja na pierwszą stronę gazety. Ale jak miałbym jej niby pomóc, rozłożyć dziesięciu
facetów i wynieść ją na rękach. A jeżeli owa tajemnicza siła i mnie dosięgnie?
Dziewczyna
w końcu zemdlała i upadła na podłogę, wtedy cienie zamilkły. Kilkoro z nich
podeszło do nastolatki i starało się ją ocucić, bezskutecznie.
–
Niedobrze, zaczęliśmy zbyt wcześnie, ona nie była jeszcze gotowa. – powiedział
ten, który lewitował bransoletę – Zabierzcie ją na górę, niech wypocznie.
Dwa
cienie wzięły nieprzytomną dziewczynę i skierowały się w stronę schodów. Szły w
moją stronę, więc czym prędzej dałem nura do łazienki, aby się ukryć. Przez
uchylone drzwi zdołałem zobaczyć jak wnoszą nastolatkę do jednego z pokoi.
Czułem się jak szczur zamknięty w klatce, bałem się wyjść z łazienki. Nie wiedziałem
jak uciec z tego domu niezauważonym. Zadzwonię po policję – pomyślałem, niech w
końcu do czegoś się przydadzą. Ze zdenerwowania omal nie dodzwoniłem się na
pogotowie gazowe.
–
Halo, policja? Nazywam się Daniel Taubert… Halo… Halo… – policjant mnie nie
słyszał. Może mówiłem za cicho, w końcu nie chciałem, żeby tamci również mnie
usłyszeli. Spróbowałem rozmawiać nieco głośniej, lecz nie przyniosło to
rezultatu. Wreszcie zdenerwowany funkcjonariusz odłożył słuchawkę, myśląc, że
to żart jakiegoś dowcipnisia. Mnie wcale nie było do śmiechu! Coś nie tak
musiało być z komórką, trudno uwierzyć, iż zapłaciłem za ten złom cztery stówy.
Cienie
zaczęły krążyć po domu, jeżeli któremuś zechce się pójść za potrzebą, to będzie
po mnie. Nagle przypomniałem sobie o wiszących w korytarzu płaszczach. Kiedy
teren był czysty wylazłem z łazienki i czym prędzej narzuciłem na siebie jeden
z nich. Zdążyłem w ostatnim momencie, gdyż z pokoju, do którego zaniesiono dziewczynę
wyszły dwa cienie. Musiałem zachować spokój. Ruszyłem w ich kierunku, okrywszy
twarz kapturem, na szczęście wszyscy oni skrywali swoje oblicza. Z ledwością
powstrzymałem drżenie rąk, kiedy mnie mijali, ale udało się.
Byłem
już niemal przy schodach, gdy spojrzałem na drzwi pokoju obok. Nie! Ja nie
jestem żadnym bohaterem, zbyt cenię sobie własną skórę. Jednak los tej dziewczyny
nie był mi obojętny. Sam nie mogąc uwierzyć w to co robię, ostrożnie wszedłem
do pokoju. Nastolatka spokojnie leżała na łóżku. Na łóżku? A skąd ono się tu
wzięło? Kiedy zwiedzałem dom, to w tym pokoju nie było… A może pomyliły mi się
pomieszczenia? Zaczynałem się gubić w całej tej sytuacji. Spróbowałem ją
obudzić, lecz jej oczy się nie otwierały, wyglądała jakby rzucono na nią urok.
Zastanawiałem się co mogło wywołać u niej tamte drgawki. Może dali wcześniej
dziewczynie jakiś narkotyk albo ta ich recytacja była jakąś formą hipnozy.
Nagle
serce mi zabiło, gdy usłyszałem odgłos otwieranych drzwi. Odwróciłem się
odruchowo i spojrzałem prosto w oczy zakapturzonego mężczyzny. Zobaczył moją
twarz, teraz domyśli się, że nie jestem jednym z nich.
–
Daniel? To ty? – ku mojemu największemu zdumieniu człowiek-cień znał moje imię.
Stałem przed nim kompletnie zszokowany, starając wydusić z siebie jakąkolwiek
sensowną odpowiedź.
–
Co tutaj robisz? – zapytał ponownie – Miałeś przyjść później.
Później?!
Co to w ogóle miało znaczyć?! Kim jest ten… Jego twarz zaczęła mi kogoś przypominać.
Niemożliwe… To Albert, mój kolega z liceum i zarazem ostatnia osoba, którą
spodziewałbym się tu spotkać. Co go podkusiło, aby przyłączyć się do tej sekty?
Albert zawsze był miłym i spokojnym chłopakiem, chodził co niedzielę do
kościoła, nawet był ministrantem.
–
Albert. – zapytałem niepewnym głosem – To naprawdę ty? Co ty wyprawiasz z tymi
ludźmi? Czego chcą od tej dziewczyny?
–
To nie tak jak myślisz… – starał się wytłumaczyć.
–
A co mam sobie myśleć? Zgraja facetów poprzebieranych jak na Halloween, w starym,
opuszczonym domu i jeszcze ta dziewczyna… I co to miało znaczyć, że miałem
przyjść później?! Śledzisz mnie, czy co?!
Dopiero
teraz pomyślałem, że to nie najlepszy pomysł, aby krytykować szaleńców, ale
przecież to był Albert, nie zrobiłby mi krzywdy. Chyba.
–
Daniel, czy chociaż wiesz dlaczego się tu znalazłeś? Może zapytam inaczej. Nie
czułeś się ostatnimi dniami jakoś „inaczej”?
Nie
wiedziałem w co Albert grał, lecz wolałem udawać, że się z nim zgadzam.
–
Szczerze mówiąc to czułem się ostatnio tak jakby zagubiony…
–
Właśnie. To wszystko ma swoje wyjaśnienie, ale nie jestem pewien, czy jesteś
gotów je poznać. – Albert przykucnął obok leżącej dziewczyny – Ona nie była
jeszcze gotowa, żeby poznać prawdę. Pozwól, że wpierw jej pomogę, a później
wszystko ci wyjaśnię.
Mój
stary kolega zaczął krążyć dłonią nad głową dziewczyny. Przez chwilę myślałem,
iż zacznie ona lewitować, tak jak wcześniej jej bransoleta, jednak nie
wydarzyło się nic niesamowitego. Zerknąłem na stojący obok świecznik i w mojej
głowie zrodziła się paskudna myśl. Jednak zawahałem się, bo przecież to mój
kolega i miałbym mu tak po prostu przyłożyć w głowę? Znałem Alberta tylko takim
jakim był za czasów szkolnych, a ludzie potrafią się zmienić i to bardzo. Jaką
mam pewność, że nie zrobi mi krzywdy? Nawet nie wiem kiedy w moim ręku znalazł
się świecznik. Trwało to sekundę, a po ciosie Albert padł na podłogę.
Pozostało
mi już tylko uciekać z tego przeklętego miejsca, ale co z dziewczyną? Nie
mogłem jej tu tak zostawić, ale jak niby miałem ją stąd zabrać? Wynieść na
plecach w nadziei, że nikt tego nie zauważy? Trudno, oboje się stąd nie
wydostaniemy. Najbardziej jej pomogę, jeżeli sam najpierw stąd ucieknę, a
później ponownie spróbuję dodzwonić się na policję.
Tłumiąc
w sobie wyrzuty sumienia opuściłem pokój i zszedłem schodami na dół. Już miałem
drzwi wyjściowe na wyciągnięcie ręki, gdy nagle usłyszałem za sobą głos.
–
Zaczekaj.
Chociaż
nie brzmiał on zbyt strasznie, to ciarki przeszły mi po plecach. Zadziałałem
pod wpływem impulsu i rzuciłem się do drzwi. Szarpałem się z klamką z całych
sił, lecz bez skutku.
–
Co ty wyprawiasz? – ponownie odezwał się głos.
Wydawało
mi się, że chyba należał do kobiety. Odwróciłem się i faktycznie stała za mną
kobieta w ciemnym płaszczu, a myślałem, że ludzie-cienie to sami mężczyźni.
–
Kim ty jesteś?! – zorientowała się, iż nie należę do ich stowarzyszenia.
Wtedy
ujrzałem coś niesamowitego. Kobieta wskazała na mnie dłonią, która rozjarzyła
się bladoniebieskim światłem. Poczułem w głowie silne pulsowanie, miałem
wrażenie jakby niewidzialna siła zaciskała się wokół mnie, coraz mocniej i
mocniej i kiedy myślałem, że stracę przytomność kobieta nagle zaprzestała swych
czarów.
–
O kurczę, wybacz, nie wiedziałam, że zostałeś wezwany przez dom. – pani Cień,
która przed chwilą chciała zrobić mi krzywdę, niespodziewanie zaczęła mnie
przepraszać. Podtrzymała mnie nawet, kiedy omal nie padłem po tych wszystkich
wrażeniach.
Jednak
ja znów zadziałałem pod wpływem emocji. Zebrawszy w sobie resztki sił
odepchnąłem kobietę i popędziłem w stronę tylnego wyjścia. Pechowo na drodze
stanęły mi dwa cienie. Zawróciłem i czmychnąłem schodami na górę. Gdy biegłem,
z pokoi wyskakiwały zakapturzone osobniki, zagradzając mi drogę. Skręcałem
wtedy w inny korytarz lub wbiegałem do pomieszczenia obok, byle tylko trzymać
się z dala od tych upiornych ludzi. Jeżeli w ogóle byli to ludzie.
Za
każdymi drzwiami znajdował się nowy korytarz, zacząłem się zastanawiać gdzie
podziały się wszystkie pokoje. Co gorsza każdy korytarz wyglądał tak samo,
dosłownie istny labirynt, tylko jak on mieścił się w tej niewielkiej
posiadłości? Czy to jakieś zakrzywienie czasoprzestrzeni? Tym razem nie było to
kolejne oszustwo ani wytwór ludzkiej wyobraźni, tylko najprawdziwsze zjawisko
paranormalne. To byłaby historia na pierwszą stronę gazet. Czekałem na to całe
swoje życie i kiedy w końcu przytrafiło mi się coś takiego, z całego serca zapragnąłem,
żeby okazało się jedynie złym snem.
Super, po prostu uwielbiam opowiadania o tajemniczych kultach. Choć pewnie się okaże, że to nic takiego strasznego (sądząc ze sposobu w jaki opisujesz tych ludzi). No ale to się okaże w kolejnym rozdziale, na który czekam z niecierpliwoscią :)
OdpowiedzUsuńHej.
OdpowiedzUsuńMasz bardzo przyjemny styl. " Dom Cieni" jest bardzo intrygujący. Pozostałe dwa opowiadania napisałeś z finezja i sporą dawką humoru.
Jedyne co musiałbys poprawić to zapis dialogów.
Pozdrawiam i weny życzę.
Mogę wiedzieć co jest nie tak z dialogami?
UsuńNie to żebym się czepiał, po prostu jestem ciekaw.
I dziękuję za docenienie mojego stylu.
- Kocham cię, mamo - powiedział syn.
OdpowiedzUsuń- Kocham cię, mamo. - Syn uśmiechnął się do niej.
Jasne?
nie ma co, wciąga i to nieźle... *.*
OdpowiedzUsuńsectofdragon.blogspot.com