2014-02-01

Dom Cieni - rozdział 2


Ludzie cienie – jak ich sobie nazwałem, przygotowywali się do jakiegoś obrzędu, rozpalali świece, kreślili kredą znaki na podłodze, a na koniec ustawili się w okrąg. Po zakończeniu wszystkich przygotowań, na środek wyszła dziewczyna. Czasem trudno mi zrozumieć gusta nastolatek. Kolczyki miała przypięte w różnych miejscach ciała za wyjątkiem uszu, a jej włosy wyglądały jakby wpadła pod kosiarkę. Poza tym wszystko co miała na sobie było w czarnym kolorze, nawet makijaż, który moim zdaniem był zbyt przesadny.
Jeden z cieni wyszedł z okręgu i podszedł do niej. Trudno mi było usłyszeć o czym rozmawiali, ale dziewczyna wyglądała na podekscytowaną. Dała cieniowi swoją bransoletę nabijaną ćwiekami. Mężczyzna w kapturze trzymał ją chwilę przed sobą po czym, ku memu zdumieniu bransoleta zaczęła unosić się w powietrzu. Wyglądało to niesamowicie, lecz przypomniałem sobie, że widziałem już iluzjonistów umiejących wykonywać o wiele bardziej niezwykłe numery. Tak, to z całą pewnością musiała być jakaś sztuczka, może przypiął do bransolety niewidoczne nitki. Jednak przedmiot nie zwisał pod jego ręką, lecz lewitował tuż nad nią…
Sztukmistrz oddał zachwyconej dziewczynie jej własność i powrócił na swoje miejsce. Po krótkiej chwili gromada cieni zaczęła recytować jakiś wiersz albo zaklęcia, lecz nie byłem w stanie zrozumieć ani słowa z tego bełkotu. Wyglądało to niesamowicie. Nastolatka stała między nimi, jakby oczekując na objawienie się ducha albo nie wiadomo na co. Dlaczego w ogóle zadaje się z takimi ludźmi? Mogą zrobić jej krzywdę… O Boże, a jeżeli to sataniści i planują na przykład złożyć ją w ofierze?
Nagle dziewczyna zaczęła dygotać, jakby dostała jakiegoś ataku, lecz żaden z cieni nie przejął się tym, ani nie przerwał dla niej swojej recytacji. Czyżby naprawdę duch albo inna nieznana siła starała się wniknąć w ciało tej… O czym ja w ogóle myślę! Młodej grozi niebezpieczeństwo, a mnie w głowie tylko sensacja na pierwszą stronę gazety. Ale jak miałbym jej niby pomóc, rozłożyć dziesięciu facetów i wynieść ją na rękach. A jeżeli owa tajemnicza siła i mnie dosięgnie?
Dziewczyna w końcu zemdlała i upadła na podłogę, wtedy cienie zamilkły. Kilkoro z nich podeszło do nastolatki i starało się ją ocucić, bezskutecznie.
– Niedobrze, zaczęliśmy zbyt wcześnie, ona nie była jeszcze gotowa. – powiedział ten, który lewitował bransoletę – Zabierzcie ją na górę, niech wypocznie.
Dwa cienie wzięły nieprzytomną dziewczynę i skierowały się w stronę schodów. Szły w moją stronę, więc czym prędzej dałem nura do łazienki, aby się ukryć. Przez uchylone drzwi zdołałem zobaczyć jak wnoszą nastolatkę do jednego z pokoi. Czułem się jak szczur zamknięty w klatce, bałem się wyjść z łazienki. Nie wiedziałem jak uciec z tego domu niezauważonym. Zadzwonię po policję – pomyślałem, niech w końcu do czegoś się przydadzą. Ze zdenerwowania omal nie dodzwoniłem się na pogotowie gazowe.
– Halo, policja? Nazywam się Daniel Taubert… Halo… Halo… – policjant mnie nie słyszał. Może mówiłem za cicho, w końcu nie chciałem, żeby tamci również mnie usłyszeli. Spróbowałem rozmawiać nieco głośniej, lecz nie przyniosło to rezultatu. Wreszcie zdenerwowany funkcjonariusz odłożył słuchawkę, myśląc, że to żart jakiegoś dowcipnisia. Mnie wcale nie było do śmiechu! Coś nie tak musiało być z komórką, trudno uwierzyć, iż zapłaciłem za ten złom cztery stówy.
Cienie zaczęły krążyć po domu, jeżeli któremuś zechce się pójść za potrzebą, to będzie po mnie. Nagle przypomniałem sobie o wiszących w korytarzu płaszczach. Kiedy teren był czysty wylazłem z łazienki i czym prędzej narzuciłem na siebie jeden z nich. Zdążyłem w ostatnim momencie, gdyż z pokoju, do którego zaniesiono dziewczynę wyszły dwa cienie. Musiałem zachować spokój. Ruszyłem w ich kierunku, okrywszy twarz kapturem, na szczęście wszyscy oni skrywali swoje oblicza. Z ledwością powstrzymałem drżenie rąk, kiedy mnie mijali, ale udało się.
Byłem już niemal przy schodach, gdy spojrzałem na drzwi pokoju obok. Nie! Ja nie jestem żadnym bohaterem, zbyt cenię sobie własną skórę. Jednak los tej dziewczyny nie był mi obojętny. Sam nie mogąc uwierzyć w to co robię, ostrożnie wszedłem do pokoju. Nastolatka spokojnie leżała na łóżku. Na łóżku? A skąd ono się tu wzięło? Kiedy zwiedzałem dom, to w tym pokoju nie było… A może pomyliły mi się pomieszczenia? Zaczynałem się gubić w całej tej sytuacji. Spróbowałem ją obudzić, lecz jej oczy się nie otwierały, wyglądała jakby rzucono na nią urok. Zastanawiałem się co mogło wywołać u niej tamte drgawki. Może dali wcześniej dziewczynie jakiś narkotyk albo ta ich recytacja była jakąś formą hipnozy.
Nagle serce mi zabiło, gdy usłyszałem odgłos otwieranych drzwi. Odwróciłem się odruchowo i spojrzałem prosto w oczy zakapturzonego mężczyzny. Zobaczył moją twarz, teraz domyśli się, że nie jestem jednym z nich.
– Daniel? To ty? – ku mojemu największemu zdumieniu człowiek-cień znał moje imię. Stałem przed nim kompletnie zszokowany, starając wydusić z siebie jakąkolwiek sensowną odpowiedź.
– Co tutaj robisz? – zapytał ponownie – Miałeś przyjść później.
Później?! Co to w ogóle miało znaczyć?! Kim jest ten… Jego twarz zaczęła mi kogoś przypominać. Niemożliwe… To Albert, mój kolega z liceum i zarazem ostatnia osoba, którą spodziewałbym się tu spotkać. Co go podkusiło, aby przyłączyć się do tej sekty? Albert zawsze był miłym i spokojnym chłopakiem, chodził co niedzielę do kościoła, nawet był ministrantem.
– Albert. – zapytałem niepewnym głosem – To naprawdę ty? Co ty wyprawiasz z tymi ludźmi? Czego chcą od tej dziewczyny?
– To nie tak jak myślisz… – starał się wytłumaczyć.
– A co mam sobie myśleć? Zgraja facetów poprzebieranych jak na Halloween, w starym, opuszczonym domu i jeszcze ta dziewczyna… I co to miało znaczyć, że miałem przyjść później?! Śledzisz mnie, czy co?!
Dopiero teraz pomyślałem, że to nie najlepszy pomysł, aby krytykować szaleńców, ale przecież to był Albert, nie zrobiłby mi krzywdy. Chyba.
– Daniel, czy chociaż wiesz dlaczego się tu znalazłeś? Może zapytam inaczej. Nie czułeś się ostatnimi dniami jakoś „inaczej”?
Nie wiedziałem w co Albert grał, lecz wolałem udawać, że się z nim zgadzam.
– Szczerze mówiąc to czułem się ostatnio tak jakby zagubiony…
– Właśnie. To wszystko ma swoje wyjaśnienie, ale nie jestem pewien, czy jesteś gotów je poznać. – Albert przykucnął obok leżącej dziewczyny – Ona nie była jeszcze gotowa, żeby poznać prawdę. Pozwól, że wpierw jej pomogę, a później wszystko ci wyjaśnię.
Mój stary kolega zaczął krążyć dłonią nad głową dziewczyny. Przez chwilę myślałem, iż zacznie ona lewitować, tak jak wcześniej jej bransoleta, jednak nie wydarzyło się nic niesamowitego. Zerknąłem na stojący obok świecznik i w mojej głowie zrodziła się paskudna myśl. Jednak zawahałem się, bo przecież to mój kolega i miałbym mu tak po prostu przyłożyć w głowę? Znałem Alberta tylko takim jakim był za czasów szkolnych, a ludzie potrafią się zmienić i to bardzo. Jaką mam pewność, że nie zrobi mi krzywdy? Nawet nie wiem kiedy w moim ręku znalazł się świecznik. Trwało to sekundę, a po ciosie Albert padł na podłogę.
Pozostało mi już tylko uciekać z tego przeklętego miejsca, ale co z dziewczyną? Nie mogłem jej tu tak zostawić, ale jak niby miałem ją stąd zabrać? Wynieść na plecach w nadziei, że nikt tego nie zauważy? Trudno, oboje się stąd nie wydostaniemy. Najbardziej jej pomogę, jeżeli sam najpierw stąd ucieknę, a później ponownie spróbuję dodzwonić się na policję.
Tłumiąc w sobie wyrzuty sumienia opuściłem pokój i zszedłem schodami na dół. Już miałem drzwi wyjściowe na wyciągnięcie ręki, gdy nagle usłyszałem za sobą głos.
– Zaczekaj.
Chociaż nie brzmiał on zbyt strasznie, to ciarki przeszły mi po plecach. Zadziałałem pod wpływem impulsu i rzuciłem się do drzwi. Szarpałem się z klamką z całych sił, lecz bez skutku.
– Co ty wyprawiasz? – ponownie odezwał się głos.
Wydawało mi się, że chyba należał do kobiety. Odwróciłem się i faktycznie stała za mną kobieta w ciemnym płaszczu, a myślałem, że ludzie-cienie to sami mężczyźni.
– Kim ty jesteś?! – zorientowała się, iż nie należę do ich stowarzyszenia.
Wtedy ujrzałem coś niesamowitego. Kobieta wskazała na mnie dłonią, która rozjarzyła się bladoniebieskim światłem. Poczułem w głowie silne pulsowanie, miałem wrażenie jakby niewidzialna siła zaciskała się wokół mnie, coraz mocniej i mocniej i kiedy myślałem, że stracę przytomność kobieta nagle zaprzestała swych czarów.
– O kurczę, wybacz, nie wiedziałam, że zostałeś wezwany przez dom. – pani Cień, która przed chwilą chciała zrobić mi krzywdę, niespodziewanie zaczęła mnie przepraszać. Podtrzymała mnie nawet, kiedy omal nie padłem po tych wszystkich wrażeniach.
Jednak ja znów zadziałałem pod wpływem emocji. Zebrawszy w sobie resztki sił odepchnąłem kobietę i popędziłem w stronę tylnego wyjścia. Pechowo na drodze stanęły mi dwa cienie. Zawróciłem i czmychnąłem schodami na górę. Gdy biegłem, z pokoi wyskakiwały zakapturzone osobniki, zagradzając mi drogę. Skręcałem wtedy w inny korytarz lub wbiegałem do pomieszczenia obok, byle tylko trzymać się z dala od tych upiornych ludzi. Jeżeli w ogóle byli to ludzie.
Za każdymi drzwiami znajdował się nowy korytarz, zacząłem się zastanawiać gdzie podziały się wszystkie pokoje. Co gorsza każdy korytarz wyglądał tak samo, dosłownie istny labirynt, tylko jak on mieścił się w tej niewielkiej posiadłości? Czy to jakieś zakrzywienie czasoprzestrzeni? Tym razem nie było to kolejne oszustwo ani wytwór ludzkiej wyobraźni, tylko najprawdziwsze zjawisko paranormalne. To byłaby historia na pierwszą stronę gazet. Czekałem na to całe swoje życie i kiedy w końcu przytrafiło mi się coś takiego, z całego serca zapragnąłem, żeby okazało się jedynie złym snem.

5 komentarzy:

  1. Super, po prostu uwielbiam opowiadania o tajemniczych kultach. Choć pewnie się okaże, że to nic takiego strasznego (sądząc ze sposobu w jaki opisujesz tych ludzi). No ale to się okaże w kolejnym rozdziale, na który czekam z niecierpliwoscią :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej.
    Masz bardzo przyjemny styl. " Dom Cieni" jest bardzo intrygujący. Pozostałe dwa opowiadania napisałeś z finezja i sporą dawką humoru.
    Jedyne co musiałbys poprawić to zapis dialogów.
    Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę wiedzieć co jest nie tak z dialogami?
      Nie to żebym się czepiał, po prostu jestem ciekaw.
      I dziękuję za docenienie mojego stylu.

      Usuń
  3. - Kocham cię, mamo - powiedział syn.

    - Kocham cię, mamo. - Syn uśmiechnął się do niej.

    Jasne?

    OdpowiedzUsuń
  4. nie ma co, wciąga i to nieźle... *.*
    sectofdragon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń