Mimo
iż mieszkanie mam całkiem spore, to czasami czuję, że jest w nim zbyt tłoczno. Jest
to zasługa dwójki moich współlokatorów, z którymi żyje się jak w rodzinie, raz
bywa lepiej, a raz gorzej. Największym dla nas wyzwaniem jest wspólne oglądanie
telewizji. Najtrudniej jest nam ustalić co będziemy oglądać, lecz nawet potem
dochodzi do konfliktów. W tej chwili, dla przykładu, przedłużające się ogłoszenia
wyborcze zaczęły dawać się we znaki memu koledze Dużemu. Ksywa jaką mu
wybraliśmy była adekwatna do jego wyglądu, poza tym Duży to równy chłop, szkoda
tylko, że nie grzeszy rozumem.
– Niech
kto przełączy na co innego, nie zniosę dłużej tego ględzenia. – wybełkotał
Duży, przeżuwając schabowego z kartoflami. Nie przemawiały do niego zapewnienia
polityka, że jego partia postawi ten kraj na nogi.
–
Nie mów z pełnymi ustami, to obrzydliwe. – zwróciła mu uwagę Agata. – I czy w
końcu naprawiliście tę szafę? Nie będę sama robić wszystkiego w domu,
wystarczy, że gotuję dla was obiadki.
Agata
często zachowuje się jak nasza matka albo starsza siostra, zawsze na nas narzeka,
jednakże mam wrażenie, że bez niej nasz dom by się rozpadł.
–
Agatka, spokojna twoja główka, szafka się zrobi. – odrzekł Duży, dla świętego
spokoju.
–
Mówisz to już od tygodnia. I nie mów do mnie Agatka, jesteśmy sami, więc
zwracaj się do mnie moim prawdziwym imieniem. Brzmi ono Luna, jeżeli nie
zapomniałeś.
Widząc,
że wszyscy są w złym humorze postanowiłem coś zaproponować.
– Wiecie
co by nam dobrze zrobiło? Gdybyśmy na chwilę zrzucili nasze „przebrania”. –
nawet nie czekałem na odpowiedź, od razu zacząłem zasłaniać okna w pokoju.
–
Jesteś pewien Zamfir? – spytała mnie Luna – wiesz ile miejsca zajmie Duży, po
transformacji.
Duży
burknął coś pod nosem, więc uznałem, że się ze mną zgadza. Wyjęliśmy z naszych
kieszeni białe kamienie z wyrzeźbionymi symbolami i położyliśmy je na stole.
Ich moc dłużej nas nie chroniła, zaczęliśmy się przemieniać. Duży rozrósł się
tak, że niemal sięgał głową do sufitu, zaś jego skóra poszarzała. Na koniec
jego głowa zupełnie wyłysiała, a twarz przybrała kształt ogromnego kartofla.
–
Dobrze, żem wyładniał, bom nie mógł już patrzeć w lustro na tę ludzką gębę. –
rzekł zadowolony, czego zresztą zupełnie nie rozumiałem, bo chociaż jego ludzka
postać nie grzeszyła urodą, to i tak wyglądała zdecydowanie lepiej niż teraz.
W
przeciwieństwie do Dużego, transformacja przysłużyła się Lunie. Nawet jako człowiek
nie mogła narzekać na swój wygląd, teraz jednak przemieniła się w prawdziwą
piękność, chociaż błękitne niczym niebo włosy, lśniące złote oczy oraz długie
szpiczaste uszy mogłyby niektórym wydawać się dziwne.
Jeżeli
chodzi o mnie to sporo straciłem na wadze, nie ma się czemu dziwić, kiedy kurczysz
się do rozmiaru półlitrowej flaszki. I tak wolę być małym, niebieskim
stworkiem, niż wysokim człowiekiem, przynajmniej wtedy mam swobodę latania.
–
Nie ma to jak być we własnej skórze. – z radości obleciałem dookoła żyrandol.
–
No raczej. – potwierdził Duży – Szkoda tylko, że człowiecy takie małe chałupy budują.
Rzeczywiście,
wielki troll, jakim był Duży, z ledwością poruszał się po pokoju, potykając się
przy tym o meble.
–
Gdybyś tyle nie żarł to nie byłbyś taki wielki. – dogryzła mu Luna – Nie
powinieneś narzekać, mamy spore, czteropokojowe mieszkanie.
–
Gadasz, że ta chałupa jest spora? Wolne żarty, moja rodzinna jaskinia była
dopiero spora. Była ciemna i wilgotna i nie słychać było wrzasków bachorów od
sąsiadów z góry.
–
Myślisz, że ja nie tęsknie za moim jeziorem, albo Zamfir nie pragnąłby wrócić
do swoich braci, płanetników? Nie tylko tobie zbrzydło życie w ukryciu, lecz
narzekaniem niczego nie zmienisz.
Prawdę
mówiąc nasza rusałka również miała tego wszystkiego dosyć, dlatego wyładowała
swoją złość na Dużym. Nie dziwię się jej, życie pośród ludzi to nieustanne
ukrywanie się. Nie wolno nam ukazać swoich prawdziwych postaci, ani korzystać z
danych nam mocy. Jednym słowem nie możemy poczuć się sobą. Życie tutaj staje
się coraz bardziej uciążliwe, powoli zapominamy kim jesteśmy. A wszystko przez
błąd, jaki popełnili nasi przodkowie, wieki temu.
Trzeba
było wyjść naprzeciw ludziom, kiedy jeszcze nie było ich tak wielu na świecie.
Niestety nie zależało nam na zmianach, pragnęliśmy żyć w izolacji. Problem w
tym, iż ludzie mnożyli się niczym króliki, pozostawiając nam coraz mniej wolnej
przestrzeni. Większość magicznych stworzeń zbiegła do Ukrytych Krain –
niewielkich wymiarów równoległych, od niepamiętnych czasów połączonych z tym
światem. Potocznie mówimy na nie „druga strona”. Niestety z biegiem lat zaczęło
nam brakować przestrzeni do życia. Część magicznych stworzeń została zmuszona
wyemigrować do świata ludzi. Ukrywanie się było błędem, powinniśmy byli zjednoczyć
się i wspólnie dać do zrozumienia ludziom, że ten świat nie należy jedynie do
nich. Niestety przez nasze odwieczne waśnie, dumę, oraz wzajemne uprzedzenia
nie potrafiliśmy się zjednoczyć.
–
Taki już nasz los – westchnąłem – musimy płacić, za błędne decyzje naszych dawno
już nieżyjących władców.
–
Nasi obecni przywódcy wcale nie są lepsi. – żachnęła się Luna – Ich jedynym
pomysłem na załatanie dziury w budżecie jest ograniczanie środków pomocy dla
żyjących między ludźmi. Jest nam wystarczająco ciężko nawet bez durnych reform
Rady Starszych. Mogliby dla odmiany choć raz przestać się kłócić i wymyślić coś
konstruktywnego.
–
Nie spodziewaj się cudów, moja droga – rzekłem pobłażliwie – Rada Starszych to
zbieranina kilkunastu magicznych stworzeń, a każdego z nich obchodzą wyłącznie
interesy własnej rasy.
–
Mylisz się Zamfir – wtrącił się Duży – Oni nawet swych braci mają głęboko w
poważaniu. Jedyne o co dbają to o swoje kieszenie, pilnują aby zawsze były
wypchane po brzegi. Jakby mało mieli forsy z tych, no…
–
Defraudacji. – wyręczyłem trolla.
–
…Właśnie. Mogliby chociaż kraść jak uczciwi złodzieje. – Duży splunął na
podłogę, co natychmiast rozgniewało Lunę.
–
Przestań brudzić podłogę! To jest dom, a nie trollowa jaskinia!
–
Hem?! Ja sądził, że rusałki lubią wilgoć. – zripostował Duży.
I
tak zaczęła się ostra wymiana poglądów na temat różnic między ich rasami. Minęło
trochę czasu nim zdołałem uspokoić tę dwójkę.
–
Luno, czy coś cię trapi? Zwykle nie wpadasz aż w taką złość. – spytałem rusałkę,
kiedy ta nieco ochłonęła.
–
Eh, muszę się napić… – westchnęła nimfa, po czym poszła do kuchni i wyciągnęła
z lodówki butelkę piwa. Jednym pociągnięciem opróżniła jej zawartość do połowy.
Chociaż Luna posiadała urodę prawdziwej rusałki, to zachowaniem niczym nie
przypominała swych baśniowych odpowiedników.
–
Nie dostałam zezwolenia na zamieszkanie po „drugiej stronie”. – podjęła po
chwili – Czekałam pół roku tylko po to, aby po raz kolejny usłyszeć odmowę.
Chyba wyjadę za granicę, na przykład do Anglii, bo w tym kraju nie ma
perspektyw dla magicznych stworzeń.
– Wybierasz
się na zachód? Radziłbym to przemyśleć, tamtejsi miejscowi pogardliwie traktują
stworzenia znad Wisły.
–
Nie musisz mi tego mówić, mieszka tam moja kuzynka Wiła. Nie jest jej lekko,
ale i tak wcale nie marzy o powrocie. Mam nadzieję, że kuzynka pomoże mi się
urządzić na miejscu.
–
Ja niestety nie mam żadnych znajomych w „krainie Artura”. – pocieszyłem się
butelką Luny, opróżniwszy ją do końca. Pod wpływem tego orzeźwiającego trunku
zebrało mi się na wspomnienia.
–
Pamiętacie czasy kiedy składano nam dary, opowiadano o nas baśnie, tworzono legendy.
Za dawnych, dobrych czasów każdy wiedział czym jest płanetnik, laskowiec czy utopiec.
–
Zostaliśmy wyparci przez stworzenia z Grecji, Anglii oraz Skandynawii. – wyjaśniła
Luna – Zobaczycie, za dwadzieścia lat przejmą wszystkie nasze warsztaty
magiczne i zaleją rynek własnymi produktami. Weźmy na ten przykład różdżkę,
którą dostałam od mojej świętej pamięci babki. Jest to porządna, połabska różdżka,
służy mi od czterystu lat i ani razu się nie zepsuła. Już nigdzie takiej nie
kupicie, gdyż rynek magiczny zalała anglosaska tandeta. Masowo produkowane
różdżki, które psują się po trzech latach szwankują przy najprostszych
zaklęciach.
–
Ja zaś, dawniej naprawiał mosty, z innymi trollami. – wtrącił się Duży – To
były czasy, ale przyszły krasnoludy i wygryzły nas z interesu.
–
Z kolei ja, wraz z innymi płanetnikami zajmowałem się przepowiadaniem pogody. Za
niewielką dopłatą odganialiśmy nadchodzące burze, albo ściągaliśmy deszcz w
okresie suszy, wedle woli klienta. W życiu bym nie pomyślał, że wyląduję w
magazynie w jakimś markecie… A nie, przepraszam, to już nieaktualne. Dzisiaj
mnie zwolnili.
–
No to pięknie – burknęła rusałka – Będziemy musieli ograniczyć wydatki.
Zaczynając od jedzenia – wymownie spojrzała na Dużego, który znany był ze
swojego apetytu.
–
Co się na mnie gapisz? Lepiej by Luna przestała kupować tyle tych kremów i
pachnideł. I tak wcale ci nie dodają urody. – trolle mają zupełnie odmienny
gust, jeżeli chodzi o kobiety, im brzydsza, tym dla nich bardziej atrakcyjna.
Na szczęście Duży powstrzymał się od dalszych komentarzy, gdy usłyszał w rurach
głośny szum wody.
–
Luno, uspokój się, zanim rozwalisz całą instalację. – musiałem powstrzymać
rusałkę, która w gniewie uaktywniła swą moc. – Nie stać nas na naprawę. Zresztą
nie masz się o co martwić, wkrótce wszystkie nasze problemy się rozwiążą.
Poleciałem
do swojego pokoju po torbę, którą zabrałem z pracy. Niestety zapomniałem, że w
postaci małego duszka pogody nie mam tyle siły co w mojej ludzkiej formie.
Sprawiłem przyjaciołom niezły ubaw siłując się z ogromną torbą. Zdyszany
rzuciłem ją na stół i wysypałem jej zawartość. Wtedy koledzy zamilkli, a szeroko
rozdziawione usta zastąpiły ich uśmiechy.
– Zamfir,
coś ty przyniósł?! Zacząłeś handlować narkotykami. – przejęła się Luna na widok
plastikowych pakunków z zielonym proszkiem w środku.
–
Jakimi znowu narkotykami, za kogo mnie uważasz?! Przyjrzyj się dokładnie.
Narkotyki są białe, a ten proszek jest zielony. Nie zgaduj, powiem ci co to
jest. Dziesięć kilo proszku z mandragory.
Mandragora
to prawdopodobnie najcenniejsza roślina na świecie. Jest powszechnie stosowana
w przyrządzaniu wszelkiego rodzaju eliksirów. Ci którzy nauczyli się ją uprawiać
dorobili się majątku. Hodowanie mandragory nie jest nielegalne, pod warunkiem,
iż odbywa się to po „drugiej stronie”. Niestety często się słyszy o różnych
istotach, które hodują magiczne rośliny w świecie ludzi, narażając przez to nas
wszystkich na ujawnienie.
–
Mandragora? – powtórzyła rusałka – To jeszcze gorzej. Skąd ty to w ogóle
wytrzasnąłeś? Wszedłeś w jakieś układy?
–
Nie ja, tylko mój szef. Teraz już rozumiem dlaczego ostatnimi czasy zatrudniał
coraz więcej krasnoludów, a pozostałe rasy zwalniał pod byle pretekstem. Robił
miejsce dla swoich kumpli, żeby móc swobodnie handlować mandragorą. Ten krasnal
to wyjątkowo perfidna kanalia. Za dużo czasu spędził w ludzkiej skórze i do
reszty się „zczłowieczył”.
– Zamfir,
będziemy mieli przez ciebie kłopoty.
–
Nie histeryzuj, krasnal nie wie, że zabrałem jego towar.
Jednak
moje zapewnienia nie wystarczyły rusałce.
–
Ale to jest nielegalne, lepiej pozbądź się tego świństwa.
W
końcu wyprowadziła mnie z równowagi.
–
Kobieto, czy ty nie rozumiesz, że to nasza jedyna szansa na opuszczenie świata
ludzi! Nie wiem jak ty, ale ja mam po dziurki w nosie tego miasta, jego
wstrętnych mieszkańców, oraz spalin samochodowych. Chcę wrócić do mojego lasu.
Dzięki temu – wskazałem na torbę – możemy załatwić sobie przepustki do
Ukrytych Krain.
–
Ja nie kumam jak ta zielona sól ma nam pomóc. – powiedział Duży, trzymając w
jednaj łapie pakunek mandragory, a drugą drapiąc się po głowie.
–
To proste, mój ogromny przyjacielu. Sprzedamy ten towar, a za zarobione pieniądze
kupimy sobie przepustki do Ukrytych Krain. Dzięki łapówkom wiele osób
przedostało się na drugą stronę.
Duży
od razu rozradował się na myśl o powrocie do swojej rodzinnej jaskini,
natomiast Luna pozostawała sceptyczna. Po długiej i wyczerpującej dyskusji
udało nam się ją przekonać do mojego pomysłu. Teraz pozostało nam jedynie
znaleźć kupca.
następny rozdział
Ogromny plus za wyobraźnię! Trzeba mieć duży jej zasób, żeby wszystko wymyślić. Fantastyka nie jest łatwa dla pisarza, to ogromne wyzwanie, ale ty chyba nie masz z tym problemu ;) też lubie pisać opowieści fantastyczne, ale dla siebie i wiem, że to nie jest łatwe, chociaż moje teksty z pewnością nie zawierają tyle elementów co twoje. Weny! :)
OdpowiedzUsuńMitologia słowian <333 Bardzo dobry pomysł, by ją wykorzystać, pochwalam. Za to czepiłabym się regionalizmu. Staraj się unikać "kartofli" i innych takich, bo w opowiadaniach dziwnie to brzmi i niektórzy wręcz mogą nie wiedzieć, co to znaczy.
OdpowiedzUsuńA gdy używasz swoich nazw, określeń, nie używaj cudzysłowa, jak w "po drugiej stronie" bo to też brzmi dziwnie. Szczególnie w wypowiedziach, gdzie teoretycznie cudzysłów oznacza zaakcentowanie słów. ^^
Pozdrawiam~
Hehe. Wiesz, ja też ostatnio noszę się z zamiarem napisania czegoś podobnego... Może bardziej w klimacie Fables, ale w słowiańskich i polskich klimatach. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział czyta się bardzo dobrze. Spodobał mi się pomysł walki/rywalizacji słowiańskich stworów z anglosaskimi/germańskimi. Nie do końca spodobały mi się natomiast dialogi. Troszkę zbyt sztuczne - za bardzo widać, że kwestie są mówione pod Czytelnika, co by odnalazł się w świecie przedstawionym. Mogło i powinno być bardziej naturalnie.
Pozdrawiam!
Pomyślałem, że ciekawiej będzie jeśli bohaterowie opowiedzą o świecie, zamiast narratora. Cieszę się, że ci się podoba, jak skończysz to polecam obie Smocze Kompanie.
UsuńSłówko na dziś: klimaty :D Niestety edytować nie można :p
Usuń???????????? em, że co?
UsuńTo odnośnie mojej elokwencji w poście powyżej: "w klimacie Fables, ale w słowiańskich i polskich klimatach". :p
UsuńA w kwestii dialogów, rozumiem, ale trzeba tak to robić, żeby czytelnik nie widział, że bohaterowie gadają pod niego. I żeby nie było - ja popełniam ten sam błąd. No, ale właśnie, to błąd.
UsuńWidzę, że Duży to taki protoplasta Zubrika trochę jest ^^ jemu też nie podobała się ludzka forma. I wogle widać zalążki Smoczej Kompanii :P I tak się zastanawiam...jak ten Płanetnik był wielkości "półlitrowej butelki", to wypijając pół flaszki piwa, zwiększyłby swoją masę o połowę :D już nie mówie, że pewnie upiłby się w sztok :P spodziewałem się, że płanetnik powie coś w stylu "dawniej przepowiadaliśmy pogodę, a teraz? Wyparł nas Jarosław Kret" :D
OdpowiedzUsuń