Tak więc jako pierwszy tradycyjnie zacznie opowiadać smok.
Grugal Zielony to smok mniej
więcej mojego wzrostu oraz wieku, różni nas co najwyżej pięćdziesiąt lat. W
powietrzu dorównuje mi szybkością i zwinnością, co widać po tym jak unika moich
strumieni ognia. Natomiast z celnością idzie mu już gorzej, mało który z jego
ogniowych pocisków bezpośrednio mi zagrażał. Jednak nie należy tracić
czujności, gdyż to dopiero początek walki. Pojedynki smoków zwykle dzielą się
na trzy etapy. Obecnie jesteśmy w tak zwanej fazie „ostrzału”, w której tak
naprawdę nie liczy się trafienie przeciwnika, tylko zużycie jego zasobów ognia.
Ten z nas, który pierwszy uzna, że nie może marnować więcej sił przejdzie do
„walki szarpanej”. Polega ona na podlatywaniu do przeciwnika i zadawaniu mu
ciosów szponami, kłami, ogonem i czym tylko się da, czyli mówiąc krótko „doskocz, przepieprz i odskocz”.
Pierwszy pękł Grugal, ruszył jak
strzała prosto na mnie. Taka technika nosi nazwę „lotu odważniaka”, kiedy to
smok naciera na oponenta z ogromną prędkością, aby zadać mu potężny cios.
Metoda ta jest niebezpieczna, gdyż można zostać bardzo łatwo trafionym ognistą
kulą. Jednak zielonołuski nie był tak do końca głupi, zobaczyłem jak w jego
paszczy gromadzą się płomienie. Ta taktyka również jest mi znana, Grugal, w
odpowiedniej chwili wystrzeli ogniowy pocisk, zmuszając mnie do zdetonowania go
własnym strzałem, bądź zrobienia uniku, a wtedy smok rzuci się na mnie zanim
zdążę zareagować. Na szczęście miałem dla niego małą niespodziankę.
Wystrzeliłem kulę płomieni, tak jak tego oczekiwał, nasze pociski zderzyły się
i wybuchły z wielką siłą. Grugal przeleciał dołem pod eksplozją, był już
naprawdę blisko, lecz nie wiedział jak wyćwiczoną mam kontrolę nad ogniem.
Splunąłem niewielkim płomyczkiem prosto w jego oczy, przez co zielonołuski nie
trafił we mnie, przeleciawszy tuż obok. Nie dałem mu szansy się pozbierać, czym
prędzej podleciałem do jaszczura i z całych sił uderzyłem go nogami w plecy.
Smok runął na ziemię, jednak upadek nie odebrał mu przytomności, wciąż miał
siły do dalszej walki.
Obeszło się bez „szarpania”,
zatem przejdziemy teraz do „walki naziemnej”. Wylądowałem na trawie, wprawdzie
rozsądniej byłoby ostrzelać przeciwnika z powietrza, jednak oficjalne pojedynki
mają swoje zasady. Tłum zaczął skandować moje imię „Slejren Czerwony!”, wyłączając tych, którzy postawili na Grugala, ci
rzucali we mnie rozmaitymi wyzwiskami, ich niezadowolenie również traktowałem
jako powód do dumy. Publikę stanowiły stworzenia wszelkiej maści, zebrane w
sporym wąwozie. Widzowie bacznie obserwowali pojedynek latających jaszczurów,
siedząc na skałach i licznie porastających zbocza wąwozu drzewach. Nasza
nadniebna walka była dla nich nader ekscytująca, lecz wszyscy wiedzieli, iż
teraz nastąpi główny gwóźdź programu, olbrzymie jaszczury rozpoczną walkę w
zwarciu.
Tym razem Zielony zachowywał się
ostrożniej, powoli lazł w moim kierunku, zachowując ostrożność. Logicznym było
uczynić to samo, do momentu aż przeciwnik znajdzie się dostatecznie blisko.
Uznając, że nadszedł odpowiedni moment wyrzuciłem z siebie potok ognia. Grugal
zasłonił się skrzydłem, nasze błony są wyjątkowo odporne na wysoką temperaturę,
stanowią więc świetną ochronę przed żarem. Minusem jest to, że krycie się za
skrzydłem blokuje widoczność i właśnie tę wadę pragnąłem wykorzystać.
Przerwałem ostrzał i natychmiast ruszyłem na zielonołuskiego, lecz ten nie dał
się drugi raz podejść. Wykonał gwałtowny obrót, machnąwszy na oślep ogonem i
pechowo akurat trafił mnie w łeb.
To nie był pierwszy raz gdy
oberwałem po głowie, więc siła ciosu nie powaliła mnie na łopatki, ale
pozwoliło to Grugalowi przejść do kontrataku. Obserwując pojedynek smoków
ignoranci mogliby pomyśleć, iż dwie dzikie bestie próbują rozszarpać się na
strzępy, lecz prawda jest taka, że wkładamy w walkę sporo techniki. Każde
machnięcie ogonem, kłapnięcie paszczą, cios pazurami, każdy zwód, unik, i krok
musi być wykonany precyzyjnie. Obcemu w tych tematach mogłoby się także
wydawać, że Zielonołuski zyskuje nade mną przewagę, w końcu to on na mnie
nacierał, zaś ja stale się cofałem, jednak byłoby to mylne twierdzenie.
Przeciwnik góruje nade mną nieznacznie względem siły, za to ja mam niewielką
przewagę w szybkości. Oraz w cierpliwości. Po prostu oszczędzam siły i czekam
na dogodny moment, aż Grugal popełni jakiś błąd.
Cierpliwość się opłaciła, w końcu
pojawiła się luka w jego obronie. Natychmiast wyprowadziłem skrzydłem prawy
sierpowy w odsłoniętą szyję smoka. Zielony zakrztusił się, ja zaś wykorzystałem
tę chwilę nieuwagi, by rzucić się na niego i powalić na ziemię. Moja
naszpikowana zębami paszcza rozwarła się nad szyją jaszczura, jednak nie
musiałem zaciskać szczęki. Widownia zaczęła gromko wiwatować - ten pojedynek
został już rozstrzygnięty.
***
Od razu po walce spotkaliśmy się
z Grugalem, lecz już nie jako przeciwnicy oraz nie jako olbrzymie gady. Każdy
smok potrafi się przemienić w łuskowatego humanoida ze skrzydłami i ogonem.
W tej formie łatwiej będzie nam rozmawiać z naszymi zleceniodawcami. Były to
dwa gnomy - niewielkie, gdyż dorosłemu mężczyźnie sięgałyby do kolan,
szaroskóre istoty, które lubią nosić eleganckie szaty oraz spiczaste czapki.
Odziany w zieleń osobnik o orlim nosie nie ukrywał swej radości z mego
zwycięstwa. Natomiast gnom o nochalu grubym jak kartofel, noszący szaty koloru fioletowego
był markotny i niezadowolony. Sam jest sobie winien, trzeba było wynająć mnie,
zamiast Grugala Zielonego.
– I z czego się tak cieszysz
konusie? – burknął kartoflany nos do drugiego gnoma, nie zważając, iż w
zasadzie obaj byli podobnego wzrostu – Miałeś zwykłego farta, gdybyś mnie nie
ubiegł, to wtedy ja wynająłbym Slejrena.
– Mój drogi braciszku –
odpowiedział orli nochal, nie kryjąc przy tym satysfakcji – Do robienia
interesów należy mieć twardą dupę i głowę na karku, zaś z tobą jest niestety
dokładnie odwrotnie.
– Co to w ogóle za głupi pomysł,
żeby rozstrzygać nasze rodzinne spory przy pomocy smoków?
– Nie próbuj się teraz wykręcić
braciszku, umowa to umowa.
Może wyjaśnię wpierw o co w tym
wszystkim chodzi. Otóż między naszymi braćmi gnomami trwa wieloletni spór o
pewną skrzynię z klejnotami. Nie potrafiąc go rozstrzygnąć pokojowymi środkami
postanowili rozwiązać sprawę przez pojedynek. Niestety wśród gnomów panuje
obyczaj, iż nie wypada stawać do walki z własnym rodzeństwem, dlatego obaj
wynajęli smoki, aby walczyły w ich imieniu. Zwycięzca miał otrzymać piątą część
skarbu, zatem jest to całkiem niezły interes, o wiele lepszy niż moja ostatnia
przygoda…
Kartoflany nochal, z grymasem na
ustach przyjął swoją porażkę i zrzekł się prawa do klejnotów. Aby wyjść z tej
sytuacji jakoś z twarzą zaczął wykrzykiwać na Grugala, zarzucając mu
amatorszczyznę oraz brak wyszkolenia bojowego. Zielonołuski, jak każdy smok nie
znosił, gdy ktoś wątpi w jego umiejętności walki. Zagroził gnomowi, że jak nie
zawrze zaraz jadaczki, to zademonstruje mu co potrafi na jego własnej skórze.
Poskutkowało, naburmuszony knypek spojrzał na jaszczura z cieniem strachu, po
czym bez słowa odszedł w stronę swoich kompanów.
– Eh te gnomy, wiecznie
niezadowolone. – chciałem pocieszyć trochę Grugala – Nie przejmuj się tym
karłem, walka była przednia i widzę, że nauczyłeś się paru nowych sztuczek.
– Miałeś szczęście Slejrenie
Czerwony, nie zdążyłem ci pokazać pełni swych możliwości. Nie zebrałem jeszcze
wszystkich sił po ostatniej walce z Tajronhem Brązowym.
Akurat mu uwierzę, ponoć Grugal
zwyciężył Brązowego bez większych trudności. Mój rywal chciał jakoś zagładzić swoją
porażkę, lecz w przeciwieństwie do gnoma nie czuł się urażony. Na szczęście nie
było między nami żadnej antypatii, po prostu zostaliśmy wynajęci przez dwie
przeciwne sobie strony.
– Ha, ha, pięknie żeś się
naparzał Slejren! Chociaż trza było uważać, kiedy chlasnął ci w mordę ogonem. –
od razu rozpoznałem charakterystyczną wymowę mojego przyjaciela, trolla
Zurbika, który przyszedł złożyć mi gratulacje.
– Ja nigdy nie pojmę jak smoki
mogą się zachwycać zwykłą bijatyką. – Rim jak zwykle miał odmienne zdanie niż
jego towarzysz troll. Był to mały, niebieski stworek, płanetnik gwoli
ścisłości. Kiedy frunął obok ogromnego trolla stanowili ciekawy kontrast,
Zurbik to góra zielonego mięsa wielkości niedźwiedzia, zaś Rim nie przewyższał
trzyletniego dziecka.
– Ty po prostu nie umiesz się
dobrze bawić. – rzekła do płanetnika pewna kotopodobna istota, chodząca
wyprostowana na dwóch nogach i pokryta białym futrem, a na imię było jej Kima.
Tuż obok szedł jej męski odpowiednik o futrze koloru czarnego, zwany Kalinem.
Stanowiliśmy razem Kompanię Czerwonego Smoka - czyli mnie, bez fałszywej
skromności. Wynajmujemy się różnym stworzeniom do najrozmaitszych zadań, rzecz
jasna za odpowiednią opłatą.
– Grugal, do cholery, co to miało
być?! – krzyknął ktoś niezadowolony z porażki zielonołuskiego.
Smok westchnął ciężko na widok
swego młodszego brata Groba, który z pewnością nie omieszka go ochrzanić.
– Dałeś ciała Grugal, trzeba było
wystawić mnie do walki, rozwaliłbym Slejrena jeszcze na etapie ostrzału.
Śmiem w to wątpić, Grob nie tylko
jest mniejszy od Grugala, ale też mniej doświadczony w boju, nie wspominając
już o tym, iż za łatwo daje się ponieść emocjom.
– Akurat byś se lepiej poradził.
– Zurbik stanął w mojej obronie przed przechwałkami młodego Zielonego – Ledwie
byś w górę podlazł, a Slejren by ci dupę osmalił.
– Co ty tam wiesz ogrze, jak
chcesz to ci pokażę jak potrafię się bić.
– Ja nie żaden ogr, jeno troll!
Smoki są mocne tylko jak są duże. Spróbujta ze mną „potańcować” w tej postaci,
co masz teraz.
– A dawaj, nie muszę się
przeobrażać w lewiatana, żeby…
Grugal szturchnął młodszego
brata, przywołując go do porządku. Ja natomiast uspokoiłem nieco zapędy
Zurbika. Nie potrzebna mi kolejna zwada z konkurencyjną kompanią, gdyż mam już
na pieńku z paroma drużynami.
Jeszcze tysiąc lat temu nie
słyszano o smoczych kompaniach, wszystko zaczęło się od rewolucji obyczajowej
wśród smoków. Trwające wiele stuleci wojny klanów doprowadziły niemal do
wyginięcia naszej rasy. Zmęczeni ciągłymi konfliktami postanowiliśmy zezwolić
na małżeństwa między smokami różnej barwy. Zrezygnować z odwiecznie panującej zasady
„trzymaj tylko ze swoimi”, zmieniła się także smocza mentalność i przestaliśmy
się kurczowo trzymać zwyczajów naszych przodków.
Zaczęliśmy podróżować po świecie
i nawiązywać kontakty z innymi stworzeniami, które prędko dostrzegły korzyści
płynące z posiadania smoka po swojej stronie. W zamian za odpowiednią opłatę
zaczęliśmy się mieszać w spory i walki między poszczególnymi rasami. Problem
zaczynał się gdy obie strony konfliktu wynajmowały ziejące ogniem jaszczury.
Aby nie dopuścić do powrotu wojen klanów, zdecydowaliśmy się rozstrzygać cudze
spory w honorowych pojedynkach, w których zabijanie było zakazane.
Wynajmowanie się do różnych zadań
stało się bardzo intratnym biznesem, niektóre smoki zyskały sporą sławę i
uznanie, którymi wcześniej mogli się cieszyć wyłącznie władcy klanów. Staliśmy
się na tyle zamożni, że sami zaczęliśmy wynajmować inne stworzenia do pomocy.
Trudno orzec kto pierwszy wpadł na pomysł utworzenia smoczej kompanii, lecz po
jakimś czasie wszyscy dostrzegli korzyści jakie płynęły z posiadania własnej
drużyny. Kompani przydawali się gdy przeciwnik był zbyt liczny dla samotnego
smoka. Poza tym inne stworzenia posiadały wiele przydatnych cech i umiejętności,
na przykład węch wilkołaka jest niezastąpiony w tropieniu, zaś magiczne
zdolności takich istot jak driady, czy płanetnicy pozwalają nam działać w
sposób niekonwencjonalny.
Bracia Szmaragdy - jak to lubili
się zwać Grugal i Grob, mimo że obaj posiadali zupełnie inne odcienie zieleni,
byli swego rodzaju dwuosobową kompanią. Pomimo szczeniackich odzywek młodszego
Zielonego rozstaliśmy się w spokoju.
– W takim razie pozostała nam
kwestia uregulowania zapłaty. – rzekłem do gnoma.
– Oczywiście, aha, byłbym
zapomniał – nagle szary ludzik zmienił temat – Przed walką pytała o ciebie
pewna smoczyca.
Pomyślałem sobie, iż nie mogło
być lepiej, nie dość, że wygrałem pojedynek i zarobiłem nieco, to wzbudziłem
zainteresowanie u jakiejś damy. Jednak z doświadczenia wiem, że szczęście nie
lubi się powtarzać i smoczyca niekoniecznie musi się okazać pięknością. Dla
bezpieczeństwa postanowiłem wypytać gnoma o jej wygląd.
– Czy ma ładnie zarysowane
nozdrza?
– Bo ja wiem, chyba tak. –
odpowiedział orli nos, nieco zdziwiony moim pytaniem.
– A czy skrzydła ma rozłożyste? –
zaczęła się budzić we mnie nadzieja.
– Skrzydła miała duże,
przynajmniej z mojej perspektywy. – mały ludek wzruszył ramionami.
– A ogon, to jaki miała?
– Panie Slejrenie, proszę mi
wybaczyć, ale nie znam się na urodzie smoczyc, gdyż to nie mój gatunek.
– Racja, proszę mi wybaczyć. –
zawstydziłem się przed gnomem.
– W każdym bądź razie mówiła, iż
jest pana znajomą.
Nagle dreszcz przeszedł mi po
ogonie, jeżeli szuka mnie ta osoba, którą mam na myśli, to szykują mi się poważne
kłopoty.
– Czy jej łuski są błękitne?
Gnom przecząco pokręcił głową, a
ja odetchnąłem z ulgą, iż to nie Zalena mnie poszukuje.
– Nie, są białe jak śnieg. – dodał
po chwili.
Moja ulga nie trwała długo,
zamiast jednej byłej dziewczyny będę musiał się użerać z drugą, gdyż tą
tajemniczą smoczycą bez wątpienia jest Nilla Biała. Nie wiem tylko czego może
ode mnie chcieć, jeżeli pragnie abym zdobył dla niej jakiś drogocenny kryształ,
to niech szuka sobie innego naiwniaka.
– Biała smokówna? No to chyba
Nilla, nie? – Zurbik od razu domyślił się o kogo chodzi. Lubił ją zdecydowanie
bardziej niż obytą i z manierami Zalenę, bo Nilla była bardziej niesforna.
Cokolwiek mnie czekało,
wiedziałem że tego nie uniknę. Lepiej będzie załatwić sprawę z białołuską od
ręki.
– Rim – zwróciłem się do
płanetnika – ureguluj kwestię finansową z panem gnomem, niech koty pomogą ci
przenieść klejnoty. Ty Zurbik pójdziesz ze mną.
Troll przyda mi się, aby
rozładować napięcie podczas rozmowy, jednak sądzę, że nie na wiele mi się to
zda.
Część druga(B) pojawi się za dwa tygodnie - o ile nic mi nie wypadnie :( Jak by co Grugal nie był tym złym smokiem, o którym wspominałem w trailerze, na niego będziemy musieli poczekać. Nie wykluczam też, że bracia zieloni jeszcze się pojawią w opowiadaniu.
SMOCZY POJEDYNEK :D No, skoro od razu zaczyna się tak z grubej rury, to jestem niezmiernie zadowolony i będę z niecierpliwością czekał na kolejne rozdziały :P Według mnie, mogłeś wrzucić całość, szybko się czytało, więc myślę, że nie byłoby problemu, nawet jeśli wyszłoby dwa razy tyle :D I widzę, że w Twoim świecie są całkiem zwyczajne problemy ( była smoczyca :D):D Zobaczymy jak się to rozwinie :D
OdpowiedzUsuńCzyta może się szybko, ale pisze się długo :P Gdybym miał pisać długie rozdziały, to pojawiałyby się raz na miesiąc, a tego chyba nikt nie chce :D
UsuńCoś mi się wydaje, że wykorzystałeś moje pewne potknięcie. Czy przypominam smoka? Chyba nie, ale któż to wie. I tak jak Omegon uważam, że zacząłeś z grubej rury. Dobrze się czytało i mam nadzieję, że Biała dołączy do drużyny, skoro jest tak niesforna.
OdpowiedzUsuńWiedziałem, że walka smoków na samym początku będzie dobrym pomysłem XD
UsuńA o co chodzi z tym potknięciem?
Dobrze, że nie pamiętasz.
Usuń