2014-09-21

Smocza Kompania: "Lepszy Świat" - rozdział 1.A

Po długiej przerwie pragnę poinformować, że wciąż żyję i tworzę. W końcu zabieram się za nową Smoczą Kompanię, polecam przeczytać trailer, jak ktoś jeszcze tego nie zrobił. To jest rozdział 1.A, czyli tak jakby część 1 roz.1. Takie podziały mogą zdarzać się częściej, gdyż obawiam się, że całe rozdziały mogą mi wyjść strasznie długie.
Tak więc jako pierwszy tradycyjnie zacznie opowiadać smok.




Grugal Zielony to smok mniej więcej mojego wzrostu oraz wieku, różni nas co najwyżej pięćdziesiąt lat. W powietrzu dorównuje mi szybkością i zwinnością, co widać po tym jak unika moich strumieni ognia. Natomiast z celnością idzie mu już gorzej, mało który z jego ogniowych pocisków bezpośrednio mi zagrażał. Jednak nie należy tracić czujności, gdyż to dopiero początek walki. Pojedynki smoków zwykle dzielą się na trzy etapy. Obecnie jesteśmy w tak zwanej fazie „ostrzału”, w której tak naprawdę nie liczy się trafienie przeciwnika, tylko zużycie jego zasobów ognia. Ten z nas, który pierwszy uzna, że nie może marnować więcej sił przejdzie do „walki szarpanej”. Polega ona na podlatywaniu do przeciwnika i zadawaniu mu ciosów szponami, kłami, ogonem i czym tylko się da, czyli mówiąc krótko „doskocz, przepieprz i odskocz”.
Pierwszy pękł Grugal, ruszył jak strzała prosto na mnie. Taka technika nosi nazwę „lotu odważniaka”, kiedy to smok naciera na oponenta z ogromną prędkością, aby zadać mu potężny cios. Metoda ta jest niebezpieczna, gdyż można zostać bardzo łatwo trafionym ognistą kulą. Jednak zielonołuski nie był tak do końca głupi, zobaczyłem jak w jego paszczy gromadzą się płomienie. Ta taktyka również jest mi znana, Grugal, w odpowiedniej chwili wystrzeli ogniowy pocisk, zmuszając mnie do zdetonowania go własnym strzałem, bądź zrobienia uniku, a wtedy smok rzuci się na mnie zanim zdążę zareagować. Na szczęście miałem dla niego małą niespodziankę. Wystrzeliłem kulę płomieni, tak jak tego oczekiwał, nasze pociski zderzyły się i wybuchły z wielką siłą. Grugal przeleciał dołem pod eksplozją, był już naprawdę blisko, lecz nie wiedział jak wyćwiczoną mam kontrolę nad ogniem. Splunąłem niewielkim płomyczkiem prosto w jego oczy, przez co zielonołuski nie trafił we mnie, przeleciawszy tuż obok. Nie dałem mu szansy się pozbierać, czym prędzej podleciałem do jaszczura i z całych sił uderzyłem go nogami w plecy. Smok runął na ziemię, jednak upadek nie odebrał mu przytomności, wciąż miał siły do dalszej walki.

Obeszło się bez „szarpania”, zatem przejdziemy teraz do „walki naziemnej”. Wylądowałem na trawie, wprawdzie rozsądniej byłoby ostrzelać przeciwnika z powietrza, jednak oficjalne pojedynki mają swoje zasady. Tłum zaczął skandować moje imię „Slejren Czerwony!”, wyłączając tych, którzy postawili na Grugala, ci rzucali we mnie rozmaitymi wyzwiskami, ich niezadowolenie również traktowałem jako powód do dumy. Publikę stanowiły stworzenia wszelkiej maści, zebrane w sporym wąwozie. Widzowie bacznie obserwowali pojedynek latających jaszczurów, siedząc na skałach i licznie porastających zbocza wąwozu drzewach. Nasza nadniebna walka była dla nich nader ekscytująca, lecz wszyscy wiedzieli, iż teraz nastąpi główny gwóźdź programu, olbrzymie jaszczury rozpoczną walkę w zwarciu.

Tym razem Zielony zachowywał się ostrożniej, powoli lazł w moim kierunku, zachowując ostrożność. Logicznym było uczynić to samo, do momentu aż przeciwnik znajdzie się dostatecznie blisko. Uznając, że nadszedł odpowiedni moment wyrzuciłem z siebie potok ognia. Grugal zasłonił się skrzydłem, nasze błony są wyjątkowo odporne na wysoką temperaturę, stanowią więc świetną ochronę przed żarem. Minusem jest to, że krycie się za skrzydłem blokuje widoczność i właśnie tę wadę pragnąłem wykorzystać. Przerwałem ostrzał i natychmiast ruszyłem na zielonołuskiego, lecz ten nie dał się drugi raz podejść. Wykonał gwałtowny obrót, machnąwszy na oślep ogonem i pechowo akurat trafił mnie w łeb.
To nie był pierwszy raz gdy oberwałem po głowie, więc siła ciosu nie powaliła mnie na łopatki, ale pozwoliło to Grugalowi przejść do kontrataku. Obserwując pojedynek smoków ignoranci mogliby pomyśleć, iż dwie dzikie bestie próbują rozszarpać się na strzępy, lecz prawda jest taka, że wkładamy w walkę sporo techniki. Każde machnięcie ogonem, kłapnięcie paszczą, cios pazurami, każdy zwód, unik, i krok musi być wykonany precyzyjnie. Obcemu w tych tematach mogłoby się także wydawać, że Zielonołuski zyskuje nade mną przewagę, w końcu to on na mnie nacierał, zaś ja stale się cofałem, jednak byłoby to mylne twierdzenie. Przeciwnik góruje nade mną nieznacznie względem siły, za to ja mam niewielką przewagę w szybkości. Oraz w cierpliwości. Po prostu oszczędzam siły i czekam na dogodny moment, aż Grugal popełni jakiś błąd.

Cierpliwość się opłaciła, w końcu pojawiła się luka w jego obronie. Natychmiast wyprowadziłem skrzydłem prawy sierpowy w odsłoniętą szyję smoka. Zielony zakrztusił się, ja zaś wykorzystałem tę chwilę nieuwagi, by rzucić się na niego i powalić na ziemię. Moja naszpikowana zębami paszcza rozwarła się nad szyją jaszczura, jednak nie musiałem zaciskać szczęki. Widownia zaczęła gromko wiwatować - ten pojedynek został już rozstrzygnięty.

***

Od razu po walce spotkaliśmy się z Grugalem, lecz już nie jako przeciwnicy oraz nie jako olbrzymie gady. Każdy smok potrafi się przemienić w łuskowatego humanoida ze skrzydłami i ogonem. W tej formie łatwiej będzie nam rozmawiać z naszymi zleceniodawcami. Były to dwa gnomy - niewielkie, gdyż dorosłemu mężczyźnie sięgałyby do kolan, szaroskóre istoty, które lubią nosić eleganckie szaty oraz spiczaste czapki. Odziany w zieleń osobnik o orlim nosie nie ukrywał swej radości z mego zwycięstwa. Natomiast gnom o nochalu grubym jak kartofel, noszący szaty koloru fioletowego był markotny i niezadowolony. Sam jest sobie winien, trzeba było wynająć mnie, zamiast Grugala Zielonego.
– I z czego się tak cieszysz konusie? – burknął kartoflany nos do drugiego gnoma, nie zważając, iż w zasadzie obaj byli podobnego wzrostu – Miałeś zwykłego farta, gdybyś mnie nie ubiegł, to wtedy ja wynająłbym Slejrena.
– Mój drogi braciszku – odpowiedział orli nochal, nie kryjąc przy tym satysfakcji – Do robienia interesów należy mieć twardą dupę i głowę na karku, zaś z tobą jest niestety dokładnie odwrotnie.
– Co to w ogóle za głupi pomysł, żeby rozstrzygać nasze rodzinne spory przy pomocy smoków?
– Nie próbuj się teraz wykręcić braciszku, umowa to umowa.
Może wyjaśnię wpierw o co w tym wszystkim chodzi. Otóż między naszymi braćmi gnomami trwa wieloletni spór o pewną skrzynię z klejnotami. Nie potrafiąc go rozstrzygnąć pokojowymi środkami postanowili rozwiązać sprawę przez pojedynek. Niestety wśród gnomów panuje obyczaj, iż nie wypada stawać do walki z własnym rodzeństwem, dlatego obaj wynajęli smoki, aby walczyły w ich imieniu. Zwycięzca miał otrzymać piątą część skarbu, zatem jest to całkiem niezły interes, o wiele lepszy niż moja ostatnia przygoda…
Kartoflany nochal, z grymasem na ustach przyjął swoją porażkę i zrzekł się prawa do klejnotów. Aby wyjść z tej sytuacji jakoś z twarzą zaczął wykrzykiwać na Grugala, zarzucając mu amatorszczyznę oraz brak wyszkolenia bojowego. Zielonołuski, jak każdy smok nie znosił, gdy ktoś wątpi w jego umiejętności walki. Zagroził gnomowi, że jak nie zawrze zaraz jadaczki, to zademonstruje mu co potrafi na jego własnej skórze. Poskutkowało, naburmuszony knypek spojrzał na jaszczura z cieniem strachu, po czym bez słowa odszedł w stronę swoich kompanów.
– Eh te gnomy, wiecznie niezadowolone. – chciałem pocieszyć trochę Grugala – Nie przejmuj się tym karłem, walka była przednia i widzę, że nauczyłeś się paru nowych sztuczek.
– Miałeś szczęście Slejrenie Czerwony, nie zdążyłem ci pokazać pełni swych możliwości. Nie zebrałem jeszcze wszystkich sił po ostatniej walce z Tajronhem Brązowym.
Akurat mu uwierzę, ponoć Grugal zwyciężył Brązowego bez większych trudności. Mój rywal chciał jakoś zagładzić swoją porażkę, lecz w przeciwieństwie do gnoma nie czuł się urażony. Na szczęście nie było między nami żadnej antypatii, po prostu zostaliśmy wynajęci przez dwie przeciwne sobie strony.
– Ha, ha, pięknie żeś się naparzał Slejren! Chociaż trza było uważać, kiedy chlasnął ci w mordę ogonem. – od razu rozpoznałem charakterystyczną wymowę mojego przyjaciela, trolla Zurbika, który przyszedł złożyć mi gratulacje.
– Ja nigdy nie pojmę jak smoki mogą się zachwycać zwykłą bijatyką. – Rim jak zwykle miał odmienne zdanie niż jego towarzysz troll. Był to mały, niebieski stworek, płanetnik gwoli ścisłości. Kiedy frunął obok ogromnego trolla stanowili ciekawy kontrast, Zurbik to góra zielonego mięsa wielkości niedźwiedzia, zaś Rim nie przewyższał trzyletniego dziecka.
– Ty po prostu nie umiesz się dobrze bawić. – rzekła do płanetnika pewna kotopodobna istota, chodząca wyprostowana na dwóch nogach i pokryta białym futrem, a na imię było jej Kima. Tuż obok szedł jej męski odpowiednik o futrze koloru czarnego, zwany Kalinem. Stanowiliśmy razem Kompanię Czerwonego Smoka - czyli mnie, bez fałszywej skromności. Wynajmujemy się różnym stworzeniom do najrozmaitszych zadań, rzecz jasna za odpowiednią opłatą.
– Grugal, do cholery, co to miało być?! – krzyknął ktoś niezadowolony z porażki zielonołuskiego.
Smok westchnął ciężko na widok swego młodszego brata Groba, który z pewnością nie omieszka go ochrzanić.
– Dałeś ciała Grugal, trzeba było wystawić mnie do walki, rozwaliłbym Slejrena jeszcze na etapie ostrzału.
Śmiem w to wątpić, Grob nie tylko jest mniejszy od Grugala, ale też mniej doświadczony w boju, nie wspominając już o tym, iż za łatwo daje się ponieść emocjom.
– Akurat byś se lepiej poradził. – Zurbik stanął w mojej obronie przed przechwałkami młodego Zielonego – Ledwie byś w górę podlazł, a Slejren by ci dupę osmalił.
– Co ty tam wiesz ogrze, jak chcesz to ci pokażę jak potrafię się bić.
– Ja nie żaden ogr, jeno troll! Smoki są mocne tylko jak są duże. Spróbujta ze mną „potańcować” w tej postaci, co masz teraz.
– A dawaj, nie muszę się przeobrażać w lewiatana, żeby…
Grugal szturchnął młodszego brata, przywołując go do porządku. Ja natomiast uspokoiłem nieco zapędy Zurbika. Nie potrzebna mi kolejna zwada z konkurencyjną kompanią, gdyż mam już na pieńku z paroma drużynami.

Jeszcze tysiąc lat temu nie słyszano o smoczych kompaniach, wszystko zaczęło się od rewolucji obyczajowej wśród smoków. Trwające wiele stuleci wojny klanów doprowadziły niemal do wyginięcia naszej rasy. Zmęczeni ciągłymi konfliktami postanowiliśmy zezwolić na małżeństwa między smokami różnej barwy. Zrezygnować z odwiecznie panującej zasady „trzymaj tylko ze swoimi”, zmieniła się także smocza mentalność i przestaliśmy się kurczowo trzymać zwyczajów naszych przodków.
Zaczęliśmy podróżować po świecie i nawiązywać kontakty z innymi stworzeniami, które prędko dostrzegły korzyści płynące z posiadania smoka po swojej stronie. W zamian za odpowiednią opłatę zaczęliśmy się mieszać w spory i walki między poszczególnymi rasami. Problem zaczynał się gdy obie strony konfliktu wynajmowały ziejące ogniem jaszczury. Aby nie dopuścić do powrotu wojen klanów, zdecydowaliśmy się rozstrzygać cudze spory w honorowych pojedynkach, w których zabijanie było zakazane.

Wynajmowanie się do różnych zadań stało się bardzo intratnym biznesem, niektóre smoki zyskały sporą sławę i uznanie, którymi wcześniej mogli się cieszyć wyłącznie władcy klanów. Staliśmy się na tyle zamożni, że sami zaczęliśmy wynajmować inne stworzenia do pomocy. Trudno orzec kto pierwszy wpadł na pomysł utworzenia smoczej kompanii, lecz po jakimś czasie wszyscy dostrzegli korzyści jakie płynęły z posiadania własnej drużyny. Kompani przydawali się gdy przeciwnik był zbyt liczny dla samotnego smoka. Poza tym inne stworzenia posiadały wiele przydatnych cech i umiejętności, na przykład węch wilkołaka jest niezastąpiony w tropieniu, zaś magiczne zdolności takich istot jak driady, czy płanetnicy pozwalają nam działać w sposób niekonwencjonalny.

Bracia Szmaragdy - jak to lubili się zwać Grugal i Grob, mimo że obaj posiadali zupełnie inne odcienie zieleni, byli swego rodzaju dwuosobową kompanią. Pomimo szczeniackich odzywek młodszego Zielonego rozstaliśmy się w spokoju.
– W takim razie pozostała nam kwestia uregulowania zapłaty. – rzekłem do gnoma.
– Oczywiście, aha, byłbym zapomniał – nagle szary ludzik zmienił temat – Przed walką pytała o ciebie pewna smoczyca.
Pomyślałem sobie, iż nie mogło być lepiej, nie dość, że wygrałem pojedynek i zarobiłem nieco, to wzbudziłem zainteresowanie u jakiejś damy. Jednak z doświadczenia wiem, że szczęście nie lubi się powtarzać i smoczyca niekoniecznie musi się okazać pięknością. Dla bezpieczeństwa postanowiłem wypytać gnoma o jej wygląd.
– Czy ma ładnie zarysowane nozdrza?
– Bo ja wiem, chyba tak. – odpowiedział orli nos, nieco zdziwiony moim pytaniem.
– A czy skrzydła ma rozłożyste? – zaczęła się budzić we mnie nadzieja.
– Skrzydła miała duże, przynajmniej z mojej perspektywy. – mały ludek wzruszył ramionami.
– A ogon, to jaki miała?
– Panie Slejrenie, proszę mi wybaczyć, ale nie znam się na urodzie smoczyc, gdyż to nie mój gatunek.
– Racja, proszę mi wybaczyć. – zawstydziłem się przed gnomem.
– W każdym bądź razie mówiła, iż jest pana znajomą.
Nagle dreszcz przeszedł mi po ogonie, jeżeli szuka mnie ta osoba, którą mam na myśli, to szykują mi się poważne kłopoty.
– Czy jej łuski są błękitne?
Gnom przecząco pokręcił głową, a ja odetchnąłem z ulgą, iż to nie Zalena mnie poszukuje.
– Nie, są białe jak śnieg. – dodał po chwili.
Moja ulga nie trwała długo, zamiast jednej byłej dziewczyny będę musiał się użerać z drugą, gdyż tą tajemniczą smoczycą bez wątpienia jest Nilla Biała. Nie wiem tylko czego może ode mnie chcieć, jeżeli pragnie abym zdobył dla niej jakiś drogocenny kryształ, to niech szuka sobie innego naiwniaka.
– Biała smokówna? No to chyba Nilla, nie? – Zurbik od razu domyślił się o kogo chodzi. Lubił ją zdecydowanie bardziej niż obytą i z manierami Zalenę, bo Nilla była bardziej niesforna.
Cokolwiek mnie czekało, wiedziałem że tego nie uniknę. Lepiej będzie załatwić sprawę z białołuską od ręki.
– Rim – zwróciłem się do płanetnika – ureguluj kwestię finansową z panem gnomem, niech koty pomogą ci przenieść klejnoty. Ty Zurbik pójdziesz ze mną.
Troll przyda mi się, aby rozładować napięcie podczas rozmowy, jednak sądzę, że nie na wiele mi się to zda.

Część druga(B) pojawi się za dwa tygodnie - o ile nic mi nie wypadnie :(   Jak by co Grugal nie był tym złym smokiem, o którym wspominałem w trailerze, na niego będziemy musieli poczekać. Nie wykluczam też, że bracia zieloni jeszcze się pojawią w opowiadaniu.

5 komentarzy:

  1. SMOCZY POJEDYNEK :D No, skoro od razu zaczyna się tak z grubej rury, to jestem niezmiernie zadowolony i będę z niecierpliwością czekał na kolejne rozdziały :P Według mnie, mogłeś wrzucić całość, szybko się czytało, więc myślę, że nie byłoby problemu, nawet jeśli wyszłoby dwa razy tyle :D I widzę, że w Twoim świecie są całkiem zwyczajne problemy ( była smoczyca :D):D Zobaczymy jak się to rozwinie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyta może się szybko, ale pisze się długo :P Gdybym miał pisać długie rozdziały, to pojawiałyby się raz na miesiąc, a tego chyba nikt nie chce :D

      Usuń
  2. Coś mi się wydaje, że wykorzystałeś moje pewne potknięcie. Czy przypominam smoka? Chyba nie, ale któż to wie. I tak jak Omegon uważam, że zacząłeś z grubej rury. Dobrze się czytało i mam nadzieję, że Biała dołączy do drużyny, skoro jest tak niesforna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałem, że walka smoków na samym początku będzie dobrym pomysłem XD
      A o co chodzi z tym potknięciem?

      Usuń
    2. Dobrze, że nie pamiętasz.

      Usuń